piątek, 1 lipca 2016

61. "Z najbardziej seksownym tyłkiem, jaki chodził po tym świecie".

Ali wcale nie chciała patrzeć na przygnębioną minę Haydena, ani na wykrzywione w podkówkę usta Hailey. Spędzili dzisiaj miły dzień, kolejny w ich coraz dłuższej znajomości, ale niestety wraz z Kevinem musieli ich odwieźć wcześniej do domu dziecka. Nie dlatego, że nie mieli ochoty na zabawę i spędzanie czasu z dziećmi, ale Joe i Demi zaprosili ich do siebie na wieczór. Właśnie… Joe i Dem. Zaprosili ich wspólnie do mieszkania jej szwagra, a więc sprawy przybrały naprawdę poważny charakter. Znała swoją przyjaciółkę nie od dziś i wiedziała, że ta nigdy nie zamieszkałaby z facetem u niego, gdyby nie była go pewna w stu procentach i nie ufała mu. Nawet jeśli w grę wchodził ojciec jej dziecka i dobro Nathana. Dem po prostu bardzo trudno przychodziło szybkie angażowanie się w relacje i potrzebowała czasu, by przekonać się do swojego partnera zanim decydowała się na tak duży krok. I właśnie dlatego przekonała Keva, by jednak odwiedzili jego brata, jej przyjaciółkę i najmłodszego oraz najsłodszego z Jonasów. Potem, dla pewności spytali Rebecki, czy dobrze robią, a ona zgodziła się z nimi w zupełności, twierdząc, że to, że mają zamiar adoptować dzieci, nie oznacza też, by mieli rezygnować ze swojego życia. Upewniła ich, że Hayden’owi i Hailey nic się nie stanie i życzyła dobrej zabawy. Wtedy się z nią zgadzała, a teraz wcale nie była tego taka pewna. Widząc smutne minki dzieciaków nabierała coraz więcej wątpliwości. Czuła, że Kevin też. Kiedyś jedna z jej koleżanek, która miała własne dzieci, powiedziała jej, że czuje się nie w porządku za każdym razem, gdy wychodzi wieczorem, a pociechy zostawia z opiekunką. Al w tym momencie zżerały wyrzuty sumienia większe niż kiedykolwiek, bo wychodziła sama się bawić, a dzieci odwiozła do domu dziecka, jak niepotrzebne przedmioty. Nie wiedziała, czy sama się zaraz nie rozpłacze.
- Musicie już iść?
Hayden trzymał się kurczowo nogi Kevina, z nadzieją, że zmienią zdanie i zabiorą ich ze sobą lub po prostu zostaną dłużej. Usilnie starał się zacisną wargi, bo jak już oboje zdążyli zauważyć, chłopiec wstydził się słabości, płaczu również. Jego młodsza siostra, która miała to gdzieś, ale świetnie wyczuwała emocje i nastroje innych, zaczęła głośno płakać, mocząc tym samym swoją nową, różową bluzkę ze srebrnym motylkiem. Wyglądała, jak mała laleczka. W tej chwili bardzo smutna laleczka. Ali wzięła ją na ręce i przytuliła do siebie. Dziewczynka mocno ścisnęła ją za szyję, jakby bała się, że kobieta gdzieś ucieknie i nigdy nie wróci.
- Musimy, bo mój brat zaprosił nas do siebie.
Kevin ukucnął obok chłopca i zmusił go, by ten na niego spojrzał. Starał się zachowywać spokój. Rebecka poradziła im, by wszystko spokojnie im wytłumaczyli i zapewnili, że jutro się zobaczą, a nawet jeśli pojawią się łzy, to nic strasznego. No tak, tylko łatwo to było powiedzieć, a trudniej wykonać.
- Dlaczego?
Hayden zadawał mnóstwo pytań, czasem o bardzo banalne lub abstrakcyjne rzeczy. Starali się odpowiadać na wszystkie z nich, ale bywało to trudne. Chociaż w ten sposób wywiązało się wiele interesujących rozmów, które zapadały w pamięć i wywoływały uśmiech po ciężkim dniu. Ta, jednak do najprzyjemniejszych nie należała.
- Bo chce się z nami zobaczyć, a my z nim. Ale jutro z samego rana przyjedziemy do was.
Jej mąż postępował zgodnie z zaleceniami dyrektorki domu dziecka, ale Hayden wcale nie był z tego powodu uradowany. Z jego dziecięcej buzi wcale nie schodził wyraz smutku. Hailey z resztą też nie, bo ani na moment nie przestawała płakać. W tym momencie Ali była gotowa odwołać wizytę i zabrać dzieci do domu. Albo chociaż zostać z nimi dłużej. Aż się uspokoją i zasną.
- Następnym razem zabierzemy was ze sobą, dobrze? Poznacie wujka i kuzyna, który ma na imię Nate.
Ali bardzo tego chciała. By w końcu poznała ich cała rodzina. Nie mogła się tego momentu doczekać. Rob już poznał swoich wnuków, jak o nich mówił, i dzieciaki były nim oczarowane. Zwłaszcza Hailey, z którą bawił się w pieska, a później czytał książkę, naśladując różne głosy. Kevin powiedział jej później, że gdy on i jego bracia byli mali, uwielbiali, gdy wujek przychodził do nich i czytał im na dobranoc. Zdarzało się, że Denise musiała dzwonić po niego specjalnie, by przyszedł i przeczytał im choć kilka stron, bo nie mogli zasnąć. Zwłaszcza Joe, który zdawał się być z nim najbardziej zżyty, choć Robert nigdy żadnego z nich nie faworyzował.
- A będę mógł się z nim bawić?
Hayden chyba ucieszył się, że pozna kogoś w podobnym wieku, choć w domu dziecka miał mnóstwo rówieśników, ale nie przepadał za nimi i raczej z wzajemnością. Z tego, co zdążyła wywnioskować z jego zdawkowych zwierzeń, dzieciaki zazdrościły im nowych rzeczy i często próbowały coś zabrać lub zepsuć.
- Hmmm chyba jeszcze nie, bo jest bardzo mały, mniejszy od Hailey, ale myślę, że jak będzie większy, to ucieszy się, jak nauczysz go budować garaże i autostrady z piasku. Za to mój brat, Joe, zrobi to na pewno chętnie.
Wtedy też do głosu doszła Hailey, która od jakiegoś czasu już nie płakała i przysłuchiwała się ich rozmowie, a teraz przypomniała o sobie, że też bardzo by chciała pobawić się z nowym wujkiem i czy on z nią też chętnie się pobawi. Ali się ucieszyła, bo nie lubiła, gdy ich księżniczka była smutna.
- Pewnie, że tak, skarbie, z tobą też. – Pocałowała dziewczynkę w czółko, a ta się do niej przytuliła. Wiele słyszała na temat, że nosić na rękach powinno się tylko niemowlęta, a starsze dzieci już nie, ale ona to właśnie lubiła. Czuła wtedy jej bicie serca, delikatną, ciepłą skórę i zapach, jakim pachniały tylko dzieci. Z resztą Hailey też bardzo to lubiła, a ona nie miała zamiaru odmawiać jej bliskości. – I poznacie też ciocię Demi i z nią też będziecie się dobrze bawić.
- To, co jutro spędzimy ze sobą cały dzień, a teraz grzecznie wejdziecie do środka i nie będziecie marudzić.
Kev złapał Haydena za nos, a potem go połaskotał, na co chłopiec szczerze się roześmiał. Miał pięć lat, ale był bardzo poważny i skryty, jak na swój wiek, jednak z jej mężem łączyła ich bardzo bliska więź i widać było, że dobrze się dogadują. Obaj za sobą przepadali. Ali wiedziała, że Kevin nie wyobrażał sobie innego, pierworodnego syna już. Hayden totalnie skradł jego serce. Hailey też, ale z nią nie mógł porozmawiać o samochodach i koszykówce. Chociaż to, jej dotyk działał kojąco. Pamiętała, jak pewnego dnia, zadzwonił do Kevina bardzo namolny klient, który mocno go zdenerwował. Byli akurat w drodze do domu dziecka, a ona nie wiedziała, jak go uspokoić. A małej dwuletniej dziewczynce, wystarczył jeden buziak na powitanie i mocne przywarcie do jego szyi, by się uspokoił i przestał przejmować kimś, kto tak naprawdę się nie liczył.
- Obiecujecie?
Hayden popatrzył na nich oboje bardzo uważnie, a potem podszedł i przytulił się do niej. Na początku miał z tym problem, ale wraz z każdym spotkaniem przekonywał się do niej coraz bardziej. Ukucnęła, wciąż trzymając na rękach Hailey i pogłaskała chłopca po plecach.
- Obiecujemy. – Odpowiedzieli zgodnie, a potem Al zauważyła jedną z nauczycielek, która zapewne przyszła, by wreszcie zabrać dzieci. Rebecka prosiła ich, by pożegnania nie trwały zbyt długo, bo to tylko pogarszało sprawę, ale naprawdę ciężko było im się rozstać. Przyszedł czas na ostatnie buziaki, choć Hailey wcale nie chciała ich puścić, a ona dostrzegła łzy zbierające się w oczkach dziewczynki. Stali jeszcze przez chwilę, bo dzieci miały im pomachać przez okno, ale szybko zostały zgarnięte przez swoją opiekunkę z domu dziecka. A potem w ciszy skierowali się w stronę samochodu.
- Wiesz, jakoś nie mam ochoty iść do Joe’go i Demi. Może zadzwonimy do nich i odwołamy wizytę? Na pewno się nie obrażą… - Stanęli przed samochodem, a ona stwierdziła, że właśnie tak byłoby najlepiej. Ciężko przeżywała rozstanie z dziećmi, poza tym wciąż obawiała się, że to wszystko jest zbyt piękne, by mogło być prawdziwe. Nie miała nastroju na odwiedziny przyjaciół.
- Ali… jutro się z nimi zobaczymy, przecież wiesz o tym.
Kevin przytulił ją mocno do siebie. Była pod wrażeniem jego spokoju. Wiele przeszli, jeszcze więcej było przed nimi, a on zupełnie nie okazywał strachu, starając się pozytywnie patrzeć w przyszłość.
- Wiem, ale przyzwyczaiłam się do nich. Do ich stałej obecności, do tego, że śpią razem z nami w łóżku. – Tymczasowo wstawili do ich pokoju dwa drewniane łóżeczka, najprostsze, jakie znaleźli. Nowe czekały na skończony remont w ich przyszłym domu. Jednak Hayden i Hailey i tak woleli spać z nimi. Mała przyszła pierwsza i sama otworzyła sobie drzwi, a potem bez pytania wkradła się do łóżka, lądując na brzuchu Kevina. Potem pojawił się Hayden i Ali widziała, że było mu głupio zapytać o to, czy też może z nimi spać, więc sama mu to zaproponowała. Zgodził się bez wahania. A potem stało się to ich tradycją. Wiedziała, że nie powinni na to pozwalać, ale na razie miała to gdzieś.
- Ja też, ale pamiętasz, co mówiła Rebecka? Mamy żyć normalnie, a wszystko będzie dobrze. Z resztą jestem pewien, że stęskniłaś się za przyjaciółkami.
To była prawda i Kevin miał wiele racji. Stęskniła się za dziewczynami i miała im wiele do opowiedzenia i chciała też wysłuchać nowości z ich życia. Tylko wciąż jedna rzecz nie dawała jej spokoju.
- Po prostu boję się, że idzie nam za dobrze, że zaraz się to skończy i stanie się coś, co nie pozwoli nam na adopcję Haydena i Hailey… - Wciąż się tego obawiała. Miała w głowie mnóstwo czarnych scenariuszy. Przecież już tyle razy los okrutnie z nich zakpił, że nie była taka pewna iż nie stanie się to ponownie. Chyba by umarła, gdyby okazało się, że nie będą rodzicami dla dzieci. Ich dzieci. Bo to już były ich dzieci. Jej i Kevina. Nie potrafiła o nich myśleć w innej kategorii.
- Nic takiego się nie stanie, słyszysz? A nawet jeśli ktoś miałby nam stanąć na przeszkodzie, to mu na to nie pozwolę. I zobaczysz, że już wkrótce, będą mieszkać z nami na stałe… Obiecuję ci to.
Złapał ją za podbródek i spojrzał na nią poważnie. Uwielbiała jego oczy. Zawsze były pełne ciepła i dobroci. Był najlepszym facetem, jakiego znała i jedynym, którego kochała. I wiedziała, że to się nigdy nie zmieni. Zawsze umiał ją uspokoić i sprawić, by poczuła się lepiej. Była pewna, że ich dzieci będą miały najlepszego tatę na świecie. W podziękowaniu pocałowała go namiętnie, wczepiając palce w jego włosy.
- Hmmm… może jednak zadzwonię do Joe’go i odwołam naszą wizytę?
Wymruczał jej do ucha, a po jej ciele przeszedł przyjemny dreszcz. Jego propozycja była bardzo kusząca, ale równie mocno chciała zobaczyć się z Court i Dem oraz sprawdzić, jak Lovato radzi sobie, mieszkając z facetem. No i miała ochotę ponosić Nate’a na rękach.
- Lepiej zadzwoń do niego i powiedz, że już jedziemy.


*

Demi skrzywiła się mocno, mierząc wzrokiem swoje odbicie w lustrze. W tym właśnie momencie poważnie zastanawiała się, czy wszystkiego nie odwołać i zamknąć się w sypialni, by w spokoju móc rozpaczać nad własną beznadziejnością. Hormony dołożyły swoje, bo już zaczynało zbierać się jej na płacz. Cholera! Nic nie pozostało z pozytywnego nastroju. Naprawdę cieszyła się na tę imprezę. Odkąd urodził się Nate nie miała za wiele okazji, żeby pogadać na spokojnie z Court i Ali. Z resztą nie tylko ona. Joe pewnie też stęsknił się za męskim towarzystwem. Ale oczywiście wszystko, jak zwykle, musiało się popsuć.
Chciała pierwszy raz od porodu wreszcie wyglądać, jak człowiek. Wzięła półgodzinny prysznic, użyła ulubionej truskawkowej odżywki i spędziła prawie godzinę nad makijażem. Jeszcze kilka tygodni temu uwinęłaby się z tym w piętnaście minut, ale przez tę dłuższą przerwę trochę wypadła z wprawy. Na całe szczęście efekt końcowy był naprawdę niezły. Prawdziwa katastrofa przyszła dopiero, gdy zajrzała do szafy. Wtedy dopiero po raz pierwszy uświadomiła sobie, rozmiary wojennego pobojowiska. Znaczy się, zdawała sobie sprawę, że o wadze sprzed ciąży mogła tylko pomarzyć. Miała kilka kilogramów na plusie i zero czasu, ani ochoty, by z nimi zawalczyć. Brzuch, wbrew zapewnieniom położnej, oraz tuzina artykułów w internecie, wcale nie wrócił do optymalnego wyglądu. Trochę się zmniejszył, ale dalej był obwisły, no i jeszcze te cholerne rozstępy! Czuła się okropnie. Zawsze dbała o wygląd, lubiła zostawiać sporą część swojej wypłaty u kosmetyczki, chodzić w obcisłych, krótkich sukienkach i niebotycznie wysokich szpilkach. Teraz to wszystko nie miało racji bycia. Nie miała czasu nawet pójść do fryzjera… No może nie była to całkowita prawda. Gdyby tylko powiedziała Joe’mu o swoich planach na pewno zostałby z Natem bez gadania. Po prostu nie chciała zostawiać synka. Do tej pory jeszcze nie rozstawali się na dłużej niż godzinę, którą w szpitalu spędzał pod lampami. Wiedziała, że pod opieką taty nic by mu się nie stało, ale to było silniejsze od niej. Szpilki też zupełnie straciły na ważności. Prawie całymi dniami przesiadywała w domu, w powyciąganych, luźnych dresach, a kiedy już wychodziła na zewnątrz, wózek i szpilki Louboutina okazały się kompletnie beznadziejnym i niepraktycznym połączeniem. Była w stanie zrezygnować z tych dwóch rzeczy. Powtarzała sobie, że przecież zawsze chciała zapuścić włosy, a z rozdwajającymi końcówkami powalczy później. Szpilki też w końcu wrócą do łask, kiedy przywyknie do nowego sposobu poruszania się po mieście, z czterokołowym granatowo-białym wehikułem i dodatkowym towarzystwem. Jednego jednak przeboleć nie mogła. Nie wymagała za wiele, chciała po prostu ponownie poczuć się seksownie i kobieco. Ale żadna z jej ulubionych, obcisłych sukienek sprzed ciąży na nią nie pasowała! Próbowała wszystkiego, ale rzeczywistość była nader bolesna. Po prostu nie mogła dosunąć tego cholernego suwaka. Była gruba, brzydka i beznadziejna. Cudem powstrzymywała się od płaczu, by uratować makijaż, nad którym tyle się natrudziła. W tym właśnie momencie drzwi od sypialni otworzyły się z rozmachem.
- Wreszcie usnął, więc mamy jeszcze chwilę, żeby się przygotować. Kevin napisał mi, że powinni być za jakieś czterdzieści minut, a Matt się jeszcze nie odzywał, więc może zdążę wziąć prysznic…
            Podszedł do niej i nachylił się, żeby ją pocałować, ale nie miała na to ochoty, więc delikatnie odsunęła go od siebie, kładąc mu dłoń na torsie. Jedyne, o czym marzyła, to zamknąć się w jakimś ciemnym pomieszczeniu bez luster, byleby tylko nie musieć oglądać tego obwisłego ciała, które wyglądało zupełnie obco.
            - Więc może lepiej się pospiesz, zamiast tracić czas na głupoty. – Nie chciała być wredną jędzą, ale tylko w ten sposób mogła trzymać go na dystans. Bo doskonale wiedziała, że nie poprzestałby na jednym pocałunku.
            - Rozumiem.
Odpowiedział szybko i miała nadzieję, że posłusznie powędruje do łazienki, niestety jednak, miał chyba inne plany.
- Powiesz mi, o co tym razem chodzi, czy znowu zamierzasz traktować mnie, jak zło konieczne? Jeszcze godzinę temu nie mogłaś się doczekać, żeby Ali i Courtney wreszcie przyjechały, a teraz wyglądasz, jakbyś szykowała się na pogrzeb.
            - Nie traktuję, cię jak zło konieczne, tylko chcę, żebyś zdążył zanim przyjadą. - Szybko wyminęła go i stanęła przed otwartymi drzwiami garderoby, zastanawiając się, co właściwie zrobić. Nie miała nic, co by pasowało do okazji oraz jakimś cudem dopinałoby się w pasie, prócz tych trzech cholernych workowatych sukienek, w których czuła się, jak wyrzucony na brzeg morza wieloryb. Zakładała je tylko na spacery do parku, ale tam nie miała kompleksów. Bo wokół były inne młode matki, wyglądające dużo gorzej, niż ona.
            - Demi, naprawdę myślisz, że dam się zbyć taką wymówką?
Znowu próbował szczęścia. Przejechał dłonią po jej karku, a kiedy drugą próbował położyć w jej talii, a raczej miejscu, które kiedyś nią było, odepchnęła jego rękę.
-  Co znowu zrobiłem nie tak?
            - Nic… Nic nie zrobiłeś. Tu nawet nie chodzi o ciebie.
            - No to w takim razie, o co?
            - Jeszcze się pytasz, o co?! Jestem gruba, wszystko mi wisi, w nic się nie mieszczę, a na dodatek mam wielką, paskudną bliznę na brzuchu i nie chcę, żeby ktokolwiek oglądał mnie w takim stanie! - Nie, nie rozpłakała się. W tej chwili miała ochotę zabić go, poćwiartować i wyrzucić do najbliższego kontenera na śmieci. Próbował udawać, siedział cicho, ale ona doskonale wiedziała, jak na nią patrzył. Była brzydka, a on po prostu się nad nią litował. Nie znosiła litości.
            - Dem, przecież trzy tygodnie temu urodziłaś dziecko, a jeszcze na dodatek miałaś operację. Daj sobie trochę czasu i wszystko wróci do normy.
            - No widzisz! Nawet ty uważasz, że jestem brzydka! – Nawet nie próbował zaprzeczyć, a to było jednoznaczne z takim właśnie scenariuszem. Przez to poczuła się jeszcze gorzej.
            - O nie, tego nie powiedziałem.
Jego ton zmienił się na autorytarny, wyraźnie dający do zrozumienia, żeby przestała się odzywać. Podszedł do niej i zmusił, żeby na niego spojrzała.
- Ja wcale nie narzekam na twoje nowe kształty. Powiem ci w sekrecie, że bardzo mi się podobają.
Złapał ją mocno, dłonie bezceremonialnie zarzucając na jej tyłek i pocałował ją w szyję.
- Gdybym wiedział, że dzięki ciąży będziesz jeszcze bardziej seksowna, zapłodniłbym cię już ze dwa lata temu.
            Za tę uwagę zdzieliła go solidnie po głowie, ale nie mogła powstrzymać uśmiechu. On również się zaśmiał i tym razem udało mu się natrafić na jej usta bez żadnych protestów.
            - Naprawdę nie przeszkadzają ci te rozstępy i blizna?
            - Nie.
 Przyciągnął ją jeszcze bliżej siebie, próbując poradzić sobie z paskiem od szlafroka, ale skutecznie mu to uniemożliwiła, co skwitował cichym jękiem niezadowolenia.
- Nie interesują mnie żadne rozstępy, a jak blizna się zagoi to pewnie nie będzie jej nawet widać. Nawet, jeśli, to dzięki niej mam pięknego syna…
            - Zabrzmiałeś, jak zmęczony życiem ojciec siedmiorga dzieci.
            - Wolę uważać na słowa, bo zaraz znowu dostanę po głowie za nic.
 Kiepsko udawana obraza w jego głosie sprawiła, że mimowolnie się uśmiechnęła.
            - Bo zacznę podejrzewać, że prezes Jonas traci charakterek…
            - Niedoczekanie twoje.
Odwarknął obrażony i pociągnął ją tak, że stała oparta plecami o chłodną ścianę, kiedy on dzierżył nad nią całkowitą kontrolę.
- Jesteś najwredniejszą, najbardziej wyszczekaną wiedźmą, jaką znam i gdyby nie fakt, że zalecenia twojego lekarza i goście w drodze…
            Nie dokończył, ale nie musiał. Byli tak blisko siebie, że bez trudu czuła przez dzielące ich warstwy ubrań, wybrzuszenie w okolicach jego rozporka. Faktycznie, tego nie mógł udawać.
            - Wiedźma, co? – Odparła z ironią, patrząc mu prosto w oczy.
            - Z najbardziej seksownym tyłkiem, jaki chodził po tym świecie.
           
*

  
Demi nadal nie mogła przyzwyczaić się do pełnienia roli pani domu, szczególnie, że sama jeszcze nie czuła się w mieszkaniu Joe’go, jak u siebie. Wszystko wokół przypominało bardziej rozkładówkę jakiegoś magazynu wnętrzarskiego, niż mieszkania, które teraz po części było również jej.  Doszła do wniosku, że nieprędko uda jej się przestawić.  Bardzo lubiła swoje może trochę ciasne i ogólnie nieustawne mieszkanie. Wynajęła je zaraz po zakończeniu studiów, więc miała do niego dużo sentymentu.  Tymczasem ogrom apartamentu i chłodnego modernistycznego umeblowania odrobinę ją onieśmielał. Oczywiście Joe powtarzał jej ciągle, że może zmienić tu, co tylko będzie chciała, ale… Sprawa wspólnego mieszkania była jeszcze ciągle bardzo świeża i nie chciała pospieszać jej jeszcze bardziej.
            W tej chwili jednak ta kwestia zeszła na boczny tor.  Postanowiła cieszyć się miłym wieczorem, bo nie pamiętała już, kiedy ostatnio miała szansę na spokojnie i bez żadnych zawirowań spędzić czas z przyjaciółkami. Siedziały przy wyspie kuchennej, która mogłaby śmiało pomieścić pięć osób, popijając schłodzone, wytrawne Sancerre i śmiejąc się, jak za dawnych czasów. Pierwotny plan był taki, że wszyscy mieli okupować salon, jednak nie było to zbytnio dobre rozwiązanie. Szczególnie, że Joe, Matt i Kevin postanowili przejąć władanie nad pilotem i w niekoniecznie kulturalny sposób komentowali przebieg meczu bejsbolowego, który kompletnie ich nie interesował. Ali zarządziła, więc odwrót strategiczny. Zabrały ze sobą deskę z serami i sałatkę cezar – pani Thomas sprawiła się doskonale w kwestii przygotowania zimnych przekąsek. Chociaż czuła się przedziwnie, prosząc kogoś, żeby zrobił coś za nią. Lubiła swoją niezależność, a posiadanie gosposi okazało się dla niej kompletną abstrakcją. Był to kolejny aspekt, którego przełknięcie nie przychodziło jej łatwo. Z drugiej jednak strony sporo to ułatwiało. Nie musiała martwić się sprzątaniem, co przy tak okazałym metrażu byłoby istną udręką.  Gail, bo tak właśnie na imię miała czterdziestokilkuletnia pani Thomas, świetnie spisywała się w trzymaniu w ryzach tego królestwa marmuru, czarnych blatów i podłóg wyłożonych drewnem, które, przypuszczała, było koszmarem niejednej pani domu.  Zapatrzeni w telewizor Kevin, Matt i Joe wyglądali, jak typowe samcze grono z taniego, amerykańskiego sitcomu. Nawet chyba nie zorientowali się, że ulotniły się z salonu. Chipsy, kilka butelek piwa no i te komentarze. O dziwo, co skwitowała sporym zaskoczeniem Henderson pozostawał jedynym trzeźwym osobnikiem. Popijał schłodzonego Sprite’a, kompletnie ignorując zaczepki Jonasów. Dopiero Court przyznała się, że przywiózł ją tu własnym samochodem, żeby nie musiała tłuc się taksówką z gipsem i kulami. Wydawało się jej to całkiem podejrzane i miała ochotę podchwycić temat, sądząc po minie Alice, ona również, ale wtedy też do akcji postanowił wkroczyć trochę zapomniany bohater. Przez elektroniczną nianię, z którą nie rozstawała się podczas drzemek syna, usłyszała jego płacz. Nie, nie był to ten z gatunku „ratujcie, dzieje mi się krzywda”. Co na początku zdawało się kompletną abstrakcją, potrafiła już coraz lepiej rozróżniać humorki księcia. Ten płacz bez problemu zakwalifikowała do uprzejmego poinformowania, że wstał i powoli dochodzi czas jego kolejnego karmienia.
- Och, wreszcie zjawił się najsłodszy mężczyzna w tym mieszkaniu.
Court zapiszczała z zachwytu. Zawsze tak reagowała na Nate’a. Ale Demi nie mogła się jej dziwić. Jej synek był najcudowniejszym dzieckiem pod słońcem, pomimo swojego upiornego charakterku, który oczywiście odziedziczył po tatusiu. Demi położyła go, do bujaczka, który specjalnie stał w kuchni, by ona mogła w spokoju przygotować butelkę. Młody ostatnio nawet to polubił. Zaprzyjaźnił się z trzema kolorowymi misiami, wiszącymi na rączce i próbował z nimi rozmawiać. Był to rozkoszny widok, który zawsze ją rozczulał. Ale i tak najbardziej lubił bawić się z Joe. Mężczyzna siadał obok niego i pokazywał mu różne grzechotki, drapał go po brzuszku, całował. Nate próbował wtedy złapać jego twarz, a tatuś mu na to pozwalał. Obaj to lubili i miele o wiele więcej cierpliwości od niej.
- Ojej, jaki jesteś już duży. Demi, mogę go potrzymać?
Ali ją o to poprosił. Wiedziała, że tak to się skończy, ale nie protestowała. Nathan też nie, bo kochał być noszony i przytulany, jak na prawdziwego księcia przystało. Przytaknęła przyjaciółce na znak zgody i zaczęła przygotowywanie mleka. Zagrzała wodę i wsypała mieszankę do butelki. Ostatnio zwiększyła jej ilość, bo mały łakomczuch się nie najadał i protestował, gdy kończyło mu się jedzenie. Apetytu też nie odziedziczył po niej.
- I jesteś też silny. Dawno nie spotkałam takiego siłacza.
Nate złapał ciocię Ali za palec, a Dem wiedziała, że potrafił to zrobić bardzo mocno. Potem zaczął płakać, ale to było raczej wymuszone żalenie się na czekanie na jedzenie. Na szczęście woda się zagotowała, dolała do niej trochę zimnej przegotowanej wody wcześniej i sprawdziła, czy nie jest za ciepłe, lejąc małą krople na nadgarstek. Mleko było idealne.
- Dem, a ja go mogę nakarmić?
Court prawie nie mogła wysiedzieć w miejscu. Panna Stone przeżywała narodziny Nate’a tak samo mocno, jak ona i przez całą ciążę ją wspierała. Ale Dem zdawała sobie sprawę z tego, że w kwestii karmienia jej słodki synek był bardzo wybredny. Tolerował tylko mamusię i tatusia. Jakby im ufał najbardziej.
- Ja bym jej nie pozwolił. Nie ma doświadczenia.
Matt wszedł do kuchni, krzyżując ręce na piersi, a zaraz za nim Joe i Kev. Wszyscy w doskonałych humorach, ale to Henderson szczerzył się najbardziej i nie spuszczał z oka Court, prawie rozbierając ją wzrokiem. Chyba powinna się tym bardziej przejąć, ale jakoś zdołała go tolerować. Postanowiła, że będzie go bacznie obserwować, ale jak na razie zachowywał się bez zarzutu.
- Nie możecie po prostu wrócić skąd przyszliście i dać nam porozmawiać?
Albo jej się zdawało, albo Court zaczynała się z nim droczyć. Spojrzały na siebie z Ali. Obie dobrze wiedziały, że ta dwójka nie skończy wyłącznie na spotkaniu w apartamencie Joe’go.
- Jest przerwa, a tu są o wiele ładniejsze widoki. Znaczy Nate.
Nie przeszkodziło mu to jednak w lustrowaniu jej wzrokiem. No cóż, Court wyglądała atrakcyjnie nawet z gipsem na nodze. Panna Stone fuknęła tylko pod nosem i odwróciła głowę w drugą stronę, uznając temat za zakończony.
- Zostawcie to zadanie ojcu.
Joe dumnie zabrał butelkę z jej rąk, a potem Nate’a z ramion Al. To był widok, który zawsze ją rozczulał i trochę bawił. Ale nie mogła zaprzeczyć, że nie była z nim szczęśliwa, bo była i to cholernie.
- Czasem zachowuje się tak, jakby był ojcem siedmiorga dzieci. – Nie mogła tego nie skomentować, bo strasznie ją to bawiło. Lubił się chwalić zdobytymi doświadczeniami i był z nich bardzo zadowolony.
- Kto wie, może kiedyś będzie miał…
Kev parsknął śmiechem, stając tuż za Al  i czule obejmując ją w pasie. Cieszyła się, że byli tak szczęśliwi, jak na to zasługiwali, bo nie znała bardziej dobranej pary od nich, która zasługiwała na wszystko, co najlepsze.
- O nie, nie zgadzam się, zakończyliśmy już prokreację. – Nie, żadnych więcej ciąż, porodów i kolejnych kolek. Jej synek będzie rozpieszczonym jedynakiem z fajnymi kuzynami. Tak, zdecydowanie to była dla nich najlepsza opcja. Z resztą nawet nie wiedziała, czy Joe chciał mieć więcej dzieci. Był tak wpatrzony w Nate’a, że szczerze w to wątpiła.
- Oj, coś mi się wydaje, że Joe nie powiedział jeszcze ostatniego słowa.
Matt odezwał się, śmiejąc głośno, a potem dołączył do niego Kev wraz z Ali i nawet, o dziwo Courtney. Spojrzała na Jonasa. Ten się tylko tajemniczo uśmiechnął, jednak cały czas był skupiony na wykonywanej czynności. No tak, mieli przecież ten głupi zakład z czasów, gdy składał jej łóżeczko dla synka. Pewnie o to mu chodziło. Ale przecież to nic nie znaczyło. A jeśli dla niego tak, to na pewno mógł zapomnieć o seksie przez najbliższe sto lat. Tą mało przyjemną rozmowę przerwał im w końcu Nate, który zaczął płakać, bo na chwilę wypadł mu smoczek z buzi. Mała, słodka, zmęczona maruda strasznie tego nie lubiła.
- Chociaż nie wiem, czy Joey wytrzymałby z kolejnym potomkiem z twoim charakterkiem, Demi. Bo z tego, co zdążyłem się dowiedzieć, złośnikiem jest po tobie.
Musiała przyznać, że zaczynała lubić Matta. Uwielbiała ironicznych ludzi z ciętym językiem, którzy nie owijali w bawełnę. No i musiała przyznać, że był przystojny. Powiedziała to nawet Joe’mu rano, ale prychnął pogardliwie i mruknął coś pod nosem. Uwielbiała, gdy był zazdrosny.
- Lepiej uważaj, bo właśnie pogrążasz swojego najlepszego kumpla.
Kev też się dobrze bawił, nabijając z Joe’go. Ona już mniej. Joe tylko się do niej złośliwie uśmiechnął, ale jej wcale nie było do śmiechu. Bo wcale nie była złośnicą i Wiedźmą, jak nazywał ją pieszczotliwie Jonas.
- Za takie coś, czeka go wieczność na wycieraczce.
Zawyrokowała Ali, za co Dem podziękowała jej w duchu. Przyjaciółka podsunęła jej doskonały pomysł na zemstę roku. Albo nawet stulecia.
- Nie zrobisz mi tego, prawda skarbie?
Próbował ją udobruchać, ale marnie mu szło. Świetnie się bawiła, mogąc się trochę podroczyć z nim. Dawno tego nie robili, ale dzisiaj była świetna ku temu okazja.
- O nie, wycieraczka byłaby zbyt wygodna.
- Brawo, Dem, popieram.
Court stanęła po jej stronie, odzywając się po raz pierwszy od dłuższego czasu.
- Żartujesz? Ty byś nikogo nie wysłała nawet na kanapę w salonie.
- Jeszcze byś się zdziwił.
Matthew i Courtney mierzyli się wzrokiem przez dłuższy czas. Demi zawsze uważała, że co do facetów, to jej przyjaciółka ma kiepski gust. Ale Matt, choć kobieciarz, to zdawał się być najnormalniejszy. I przyjemniejszy od Nicka, czy mniej sztucznie czuły od Jake’a oraz całej reszty typów, z którymi chodziła na randki. Court w końcu odwróciła wzrok, lekko zarumieniona. Dem miała wrażenie, że to nie pierwszy raz w obecności przyjaciela Joe’go przytrafia jej się coś takiego.
- Lepiej pomóż mi wstać i dostać się do łazienki.
Mężczyzną z ochotą przystał na jej propozycję. Złapał ją pod ramię i nawet nie wziął pod uwagę kul, które leżały obok, oparte o barowe krzesło. W sumie Court potrzebowała pomocy. Dostanie się do łazienki po schodach z gipsem graniczyło z cudem, ale panna Stone mogła poprosić którąś z nich. Wolała jednak towarzystwo przystojnego i muskularnego faceta, co wcale nie było dziwne. Wszyscy odprowadzali ich wzrokiem.
- A podobno to ja jestem pantoflarzem…
Teatralnie westchnął Kevin i pocałował Ali w policzek. Jego żona tylko się na to roześmiała i zaprzeczyła. Joe próbował pójść w ślady starszego brata, ale natrafił na powietrze. Wciąż była na niego troszeczkę zła.
- Demi, nie możesz zrobić mi nic złego. Nate byłby smutny, gdyby tatuś spał w ciężkich warunkach…
Wskazał na syna, który właśnie skończył jeść i spał spokojnie w objęciach taty, po tym, jak mu się odbiło i nic nie ulało. Uznała to za mały sukces, który ostatnio pojawiał się coraz częściej. Nigdy wcześniej nie pomyślałaby, że będzie cieszyć się z czegoś takiego.
- Nate zawsze stoi po mojej stronie. – Odpowiedziała pewna siebie, spoglądając na synka. Od początku mieli tylko siebie. Przez prawie całą ciąże. Mogła liczyć na przyjaciółki i mamę, ale gdy przychodziła noc i kładła się do łóżka ze swoim wielkim brzuchem, była tylko ona i jej synek. Nikt więcej. Opowiadała mu o wszystkim. O tym, jak będzie po jego narodzinach, o jego ciociach i wujkach, o swoich zmartwieniach, lękach, dobrych chwilach, które przeżyła. Było jej samej ciężko, ale lubiła te momenty. Potem w jej życiu pojawił się Joe i został w nim na dłużej. Miała nadzieję, że na zawsze. Nie powiedziała mu jeszcze wprost, że go kocha, choć na to czekał, ale starała się to udowadniać na każdym kroku. Wspólne zamieszkanie było jednym z nich. I musiała przyznać, że razem z nim wszystko było łatwiejsze. Nawet, gdy Nate mocno dawał w kość.
Joe chciał odnieść Nathana do jego pokoju, by mógł spokojnie spać, ale Ali i Kev chcieli się nim jeszcze chwilę nacieszyć, więc wujek wziął go na ręce, jednak zrobił to delikatnie, by go nie obudzić. Stwierdził, że Hailey ma bardzo płytki sen i budzi ją każdy najmniejszy ruch, więc nauczony krótkim doświadczeniem, nie chciał popełniać tego samego błędu z bratankiem. Razem z Ali wpatrywali się w niego, jak w obrazek. Miała ich zapytać, czemu nie zaadoptowali noworodka, ale w ostatniej chwili ugryzła się w język. W tym samym czasie Matt wrócił z Court, która wyglądała na niezbyt zadowoloną z jego towarzystwa.
- Wiecie, właśnie w tej chwili leci pokaz Victoria’s Secret. Zawsze z Joe go oglądaliśmy. I to nie ze względu na trendy w modzie.
Kevin zdawał się cieszyć na taki obrót spraw, ale zmienił zdanie pod morderczym spojrzeniem Ali. Matt w tym czasie, niby przypadkiem dostał kulą w stopę od Court. Ale wcale nie był zły, a raczej rozbawiony. Chyba właśnie takiej reakcji się spodziewał. Joe natomiast zrobił się cały czerwony, gdy tak na niego patrzyła.
- Wiesz, jakoś przestały interesować mnie wychudzone modelki…
Zabrał syna z rąk swojego starszego brata i ucałował w czółko. Przyszedł czas, by zanieść go do sypialni i pozwolić w spokoju spać.
- Naprawdę boisz się spać na wycieraczce.

*

            Courtney siedziała, jak odrętwiała, z głową wspartą na chłodnej szybie. Wzrok wbity miała gdzieś w jednym punkcie w oddali, ale kompletnie nie zwracała uwagi na doskonale znany krajobraz Nowego Jorku powoli zanurzającego się w mroku. Nienawidziła rozmyślać. Rozkładanie na czynniki pierwsze odbytych rozmów nigdy nie wychodziło jej na dobre. Za dużo wtedy sobie wyobrażała. Dopisywała po swojemu historie, które niewiele miały wspólnego z rzeczywistością i najczęściej wpędzały ją w coś w rodzaju paranoi. Dokładanie tak samo było tym razem. Czuła się, jak wariatka, ale nie potrafiła przestać.
            Kiedy jakimś cudem wgramoliła się na siedzenie pasażera w  grafitowym Saabie Matta, w życiu nie spodziewała się, że postanowi wyskoczyć z takim tematem. Zwłaszcza po tak udanym wieczorze. Spotkanie się całą paczką u Joe’go okazało się dobrym pomysłem, bo nie pamiętała już ostatniego razu, gdy mogły razem z Ali i Dem na spokojnie porozmawiać. Ostatnimi czasy ich babskie wieczory kojarzyły się z samymi nieszczęściami oraz wylewaniem żalów. Ale tym razem nie ciążyło nad nim widmo kłótni z mężem, żałowania idioty, który okazał się nieuczciwym gejem, ani też wizyty na patologii ciąży. Męskiej części towarzystwa chyba też się podobało, a przynajmniej tak to wyglądało. Miała naprawdę dobry humor. Najlepszy od bardzo, bardzo dawna i miała nadzieję pozostać w tym nastroju, jak najdłużej to było możliwe. Ale oczywiście wszystko znowu musiało się pochrzanić! Wszystko przez Matta i jego pieprzone wyczucie czasu. On przecież nie lubił rozmawiać. Nienawidził tracić czasu na gadanie głupot, preferując wykorzystanie go w bardziej pożytecznych celach. Zdążyła się już nawet przyzwyczaić, że zawsze kończyło się tak samo. A że z tym cholernym gipsem na nodze nie była zbytnio w nastroju, miała nadzieję, iż po prostu odwiezie ją do mieszkania, rzuci kilka niewybrednych, zboczonych komentarzy i pojedzie do siebie. Ale nie! Musiało zebrać mu się na poważne rozmowy. Zanim jeszcze przekręcił kluczyk w stacyjce, skutecznie popsuł jej humor. A właściwie to kompletnie zbił ją z tropu, pytaniem, dlaczego uważa, że chodzi mu tylko o jedno. Prawdę powiedziawszy, nie potrafiła znaleźć na nie żadnej sensownej odpowiedzi. Bo nigdy nie myślała o nim w ten sposób. Zawsze był szorstki, ironiczny i jakimś cudem przekonywał ją do ekshibicjonistycznych akcji w najmniej odpowiednich miejscach w biurze. Wszystko w ich relacji sprowadzało się do seksu. Spontanicznego, fantastycznego seksu… Ale nic poza tym. Potrafili tylko kłócić się i pieprzyć, co wcale nie było wyolbrzymieniem. A kiedy mu to powiedziała, prawie się obraził, rzucając, że jest jeszcze bardziej uparta, niż „Wiedźma Joey’a” i nigdy nie chciała go słuchać, bo wolała randki z głupim doktorkiem. To było kompletnie bez sensu. Kiedy miała go słuchać, skoro nigdy nie rozmawiali, jak normalni ludzie?! To również mu się nie spodobało. Powiedział jej, że gdyby chodziło mu tylko o jedno, już dawno dałby sobie spokój, a nie ganiał za nią, jak napalony nastolatek, zapraszał na kort i wysłuchiwał cały wieczór jej jęków na bolącą kostkę, najpierw na ostrym dyżurze, a później w jej mieszkaniu. No cóż, nigdy nie patrzyła na to z tej perspektywy. Raczej myślała, że jest uparty i chce odhaczyć kolejne nazwisko na swojej liście podbojów łóżkowych. Ale przecież już to zrobił. Mógł zająć się kolejnymi długonogimi głupiutkimi panienkami z klubów… Tymczasem dalej był tak samo namolny i denerwujący. O dziwo zdołała się do tego przyzwyczaić. Nie zamierzała mu jednak się do tego przyznać. Wtedy też, jakby dosłownie czytał jej w myślach, powiedział, że lubi jej towarzystwo, bo sama jest jednym wielkim armagedonem, ale jest ślepa, bo cały czas marzy o głupim księciu, który nie istnieje. I co ona miała do cholery o tym wszystkim myśleć?! W tym momencie miała ochotę uciec, jak najdalej od Matta, jego nagłej chęci do zwierzeń oraz tego, czego od niej oczekiwał. Gdyby nie te cholerne kule, które tłukły się teraz na tylnym siedzeniu zapewne by to zrobiła. Ale w tym wypadku zmuszona była na jego łaskę i towarzystwo. Nie odpowiedziała jednak na jego oskarżenia. Po prostu odwróciła głowę, udając zainteresowanie mijającymi ich autami i budynkami. Nie pamiętała, kiedy ostatnio zabrakło jej języka w gębie. Chyba jeszcze nigdy żaden facet tak skutecznie nie sprowadził ją na ziemię. Szczególnie, że właściwie przyznał się jej, iż ma poważne zamiary. Matthew Henderson i poważne zamiary – to brzmiało jak największa bajka science-fiction! Gruba nić ironii aż prosiła się, by rzucić jakąś kąśliwą uwagę, ale nie miała takiego zamiaru. Mimo że wątpiła w prawdziwość tych słów, bo naprawdę trudno było wierzyć komuś takiemu, jak Matt. Prócz tego, co powiedział jej przed chwilą, momentów, gdy okazywał człowieczeństwo, pomagając Joe’mu w remoncie, czy nawet Henderson w roli wujka mocno kontrastowały z jego kulejącą opinią, taniego podrywacza i łgarza, którego głównym życiowym celem jest trafienie do łóżka każdej szukającej szczęścia laski w Nowym Jorku. Dlaczego niby miałby się zmienić? Przecież mógł mieć, co weekend nową zdobycz, wlewać w siebie hektolitry alkoholu i nie myśleć o niczym. On nie był gotów na monogamię, a ona nie zamierzała być tą piątą, siódmą, czy dziesiątą. Nie interesowały ją zupełnie takie układy. Mieli zupełnie różne priorytety. Nie potrafili wytrzymać ze sobą w zgodzie więcej, niż pół godziny, więc, jak niby mieliby się dogadywać? To wszystko było jednym wielkim absurdem. Jak nic, znowu z niej żartował, bo jak inaczej mogła to zinterpretować. Matt w życiu nie przyznałby się do takiego czegoś. Jego życie było jedną wielką imprezą, a ona obecnie czuła się, jak tancerka w klubie ze striptizem, do którego przychodził za każdym razem, kiedy potrzebował chwili relaksu i dobrej zabawy.
            Poczuła lekkie szarpnięcie, orientując się, że właśnie się zatrzymali. Na dobre, bo przestała też słyszeć szum silnika, a to oznaczało kłopoty. Rozejrzała się po podziemnym parkingu, licząc, że któryś z jej sąsiadów akurat będzie kręcił się w okolicy, dzięki czemu będzie mogła uniknąć kolejnej niezręcznej rozmowy, a raczej jego monologu z jej pauzami ciszy. Ale jak na złość, byli kompletnie sami. Cholerna skręcona kostka!
- Nigdy nie myślałem, że potrafisz milczeć tyle czasu.
Matt odezwał się pierwszy, a w jego głosie prócz ironii, słyszała też żal i złość. To niewiarygodne! Matthew Henderson był zły, bo nie odpowiedziała na jego wyznanie. Ale z drugiej strony starała się go zrozumieć. W końcu nie codziennie odbywał takie rozmowy. Była prawie pewna, że to był jego pierwszy raz. Co nie zmieniało faktu, że zrobił w jej głowie ogromny mętlik.
- Po prostu… jestem zmęczona i boli mnie kostka. – Odpowiedziała wymijająco, ale niezupełnie kłamała. Ostatnio wciąż była śpiąca i zmęczona i gdyby mogła, zasnęłaby nawet na stojąco. Nigdy się tak nie czuła, ale może w ten sposób jej organizm próbował jakoś odreagować kilka ciężkich miesięcy. Noga też nie dawała jej spokoju, a razem to wszystko sprawiało, że miała ochotę się rozpłakać. Wiedziała jednak, że szuka wymówki na swoje milczenie.
- Jasne, uważaj, bo ci uwierzę.
Prychnął ze złością i popatrzył jej poważnie w oczy. Zazwyczaj były wesołe i lustrowały ją od góry do dołu, ale teraz… Teraz bił z nich chłód. Straszny chłód, pod wpływem którego czuła, jak kuli się w sobie. Tak wiele od niej wymagał.
- Czy ty musisz tak wszystko komplikować? – Zapytała w końcu, wzdychając ciężko. Czy nie mogli tego zostawić, tak jak było. Owszem, nie było to dla niej łatwe, choć Matt był świetny w łóżku. Czekała jednak w życiu na coś więcej. Pragnęła małżeństwa takiego, jak miała Ali z Kevem i tego, jak Joe patrzył na Dem. Z Hendersonem jej się to nie uda. Nigdy.
- To ty wszystko komplikujesz.
Czasem zastanawiała się, czemu faceci, z którymi coś ją łączyło, zwalali całą odpowiedzialność na nią. Chłopcy w liceum, potem Nick, a teraz… teraz on. Miała go serdecznie dosyć! Jego i wszystkich facetów. Czemu musiała trafiać na idiotów? Czyżby na świecie brakowało normalnych, zwyczajnych mężczyzn.
- Zrozum mnie Matt, nie ufam ci. – Wyznała to w końcu, choć poniekąd wiedział o tym wcześniej. Przecież nie raz mu powtarzała w kłótni, że jest kobieciarzem, liczy się dla niego tylko łóżko. Bo tak właśnie było. Co prawda, niby zabrał ją na randkę, ale i tak wciąż rzucał tymi swoimi prostackimi komentarzami. Jakoś nie mogła sobie wyobrazić, że mógłby z nią rozmawiać o czymś innym. Na przykład o problemach, marzeniach, wspólnych celach. Tak, jak było w normalnych prawdziwych związkach.
- Nie ufasz mi, a potrafiłaś zaufać idiocie Jake’owi?
Był naprawdę rozczarowany, ale ona nic nie mogła na to poradzić. Nie mogła też patrzeć mu w oczy, więc cały czas wpatrywała się w swoje kolana. Miała wrażenie, że jakby stała, to zaraz by zemdlała i zupełnie nie rozumiała dlaczego.
- Nie wiesz, jak to jest być w prawdziwym związku, Matt, a ja nie chcę być dla ciebie workiem treningowym, jakąś próbą, czy chwilową odskocznią. Mówisz, że nie chodzi ci o seks, a tak naprawdę myślisz tylko o tym.
- Przecież zabrałem cię na prawdziwą randkę.
Teraz to ona prychnęła. Tak mało wiedział i rozumiał.
- Tak ci się wydaje, ale nawet nie próbowałeś mnie poznać, czegoś się o mnie dowiedzieć. Mówiłeś tylko, że nigdy nie będziesz romantyczny i rzucałeś swoje seksistowskie uwagi. Nie tego oczekuję od kogoś, z kim mam się związać na poważnie.
- Nieprawda, że nic o tobie nie wiem, bo jednak zdążyłem się dowiedzieć całkiem sporo. Kiedyś ci z resztą powiedziałem, że umiem patrzeć i widzę różne rzeczy. Wiem, że słodzisz kawę tylko jedną kostką cukru, a herbatę pijesz wyłącznie zieloną. Jak się denerwujesz, to zaciskasz mocno usta i mrużysz oczy. Lubisz czekoladę z orzechami i potrafisz zjeść całą na raz. Nie przepadasz za piwem, wolisz białe, schłodzone wino, a przy okazji masz słabą głowę. No i uwielbiasz się przytulać i gadasz przez sen.
Słuchała tego wszystkiego w lekkim oszołomieniu. Na większość z tych rzeczy nie zwracała kompletnie uwagi, a on je zauważył. No ale to i tak było niewiele.
- Na czymś takim związku nie zbudujesz. – Odparła mu po chwili, gdy udało jej się skoncentrować. Miała w głowie milion myśli. Zastanawiała się, co by jej poradziły Ali i Dem. Obie pewnie nie byłyby zachwycone, że próbuje się związać z kimś, kto bawi się kobietami. Zapewne kazałyby jej to zakończyć. I pewnie tak powinna zrobić, ale jakaś część jej wcale nie chciała tego zrobić. I nie, wcale nie chodziło o świetny seks. Bardziej o to, że jakaś jej część tęskniłaby za jego obecnością. Nie potrafiła się od niego uwolnić. I nie chciała. Czemu to wszystko było takie popieprzone?!
- A jak miałem poznać cię lepiej? Cały czas mnie odtrącasz. A poza tym, to ty pierwsza mnie pocałowałaś i wolałaś iść do łóżka niż rozmawiać.
Nie żałowała tamtej pamiętnej nocy, którą spędzili bardzo intensywnie, a ona potem przez tydzień leczyła zakwasy. Tylko, że jeśli miało być między nimi coś poważnego, to powinno zacząć się od innej strony. Chociaż patrząc na Joe’go i Dem… No ale u nich było prawdziwe uczucie. Gdyby nie te wszystkie obawy, które miała w sobie, może coś by im z tego wyszło.
- Boję się, że się w tobie zakocham, a ty mnie zostawisz i będę cierpieć. Boję się, że za każdym razem, gdy będziesz wychodził niby z kumplami, będziesz tak naprawdę szukał nowej panienki, by ją przelecieć. Nie chcę się angażować, bo nie wiem, czy się mną nie znudzisz. – Odpowiedziała mu w końcu zgodnie z prawdą. Nie chciała więcej cierpieć. Wiedziała, że nawet z ideałem łatwo nie będzie, ale z kimś takim, jak Matt tym bardziej ciężko zbudować coś trwałego i pięknego. A nie chciała grać roli podejrzliwej wariatki, która sprawdza telefon i śledzi faceta. To było poniżej jej godności.
- Nigdy bym ci tego nie zrobił. Wiesz, że jestem szczery i gdybym nie chciał z tobą być, bez owijania w bawełnę bym ci o tym powiedział. Poza tym nie proponowałbym ci związku, gdybym miał ochotę zaliczać kolejne laski. Nie wiem, co takiego w sobie masz, ale naprawdę mam ochotę spróbować, a to mi się nie zdarzyło nigdy.
Musiała się z nim zgodzić. Był szczery do bólu i nigdy niczego nie udawał. Gdy miał coś powiedzieć, mówił prosto w twarz, choć mogło boleć. To w nim ceniła bardzo. Znała mało takich osób. Poza nim i Demi, właściwie nikogo kto, by tak robił.
- Matt… czemu nie mogłeś mnie zostawić po naszej pierwszej spędzonej nocy? – Wyjęczała żałośnie, na co on głośno się roześmiał, jakby właśnie opowiedziała dobry żart.
- A to już jest tylko twoja wina, bo masz bardzo seksowne nogi i piekielnie ostry charakter. Poza tym lubię z tobą rozmawiać i lubię twoje towarzystwo. Gdybyś okazała się głupiutka i źle całowała, nie traciłbym ani chwili czasu, by zawracać ci głowę.
Uderzyła go w ramię, a on się znów roześmiał. Poszła w jego ślady. Może rzeczywiście powinna dać mu szansę. Może powinna obserwować, w którą stronę się to rozwinie i żyć chwilą. Może to Matt był mężczyzną jej życia. W końcu nie proponował jej ślubu, tylko zwyczajny związek.
- To jak będzie?
Nie odpowiedziała mu. Przybliżyła swoją twarz do jego twarzy i pocałowała go. Znów go zaskoczyła. Tak, jak wtedy w jego mieszkaniu, gdy poszli do łóżka po raz pierwszy. Jednak teraz czuła się zdecydowanie lepiej niż wtedy, bo wiedziała, że ich historia będzie miała ciąg dalszy. Nie była pewna dokąd ją zaprowadzi ta decyzja, ale skoro panowie idealni ranili ją bez skrupułów, to Matt nie mógł być od nich gorszy.
- Uznaję to za tak.
Odpowiedział jej, gdy się od siebie odkleili. Wyszczerzył zęby w uśmiechu i ona też się uśmiechnęła.
- Jak pomożesz mi dotrzeć do mieszkania, zamówisz dwie duże pizze i pozwolisz wybrać film na Netflix.
- Byle nie jakiś łzawy romans, tego nie przeżyję.
- Trudno, najwyżej zaśniesz. – Pomógł jej wysiąść i podał jej kule, a potem razem zmierzyli w stronę wind. 

5 komentarzy:

  1. aww, jaki świetny rozdział, wszędzie relationship goals, a ja forever alone................ smutno haha, pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  2. Widzę, że wszystko się układa idealnie... mam nadzieję, że nic tego nie zepsuje... Czekam na next!

    OdpowiedzUsuń
  3. Awww mam nadzieję że tak zostanie :D medicatus_hope

    OdpowiedzUsuń
  4. Słodkie <3
    Joe kocha ciałko Demi :D
    No i jeszcze Matt i Countrey oraz Aly i Kevin super pary! :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Bombastyczny! :)

    OdpowiedzUsuń