środa, 19 grudnia 2012

12. "Wiesz to bo już ją zaliczyłeś, czy myślisz, że lubi szaleństwa w łóżku"?



Nick otworzył ostrożnie oczy i poczuł, jak okropny ból rozsadza mu czaszkę. Rozejrzał się dookoła, z trudem przyswajając fakt, że to nie jest jego sypialnia. Dopiero kilka chwil później powróciły do niego wydarzenia z poprzedniego dnia. Court i Jake wychodzący razem z biura, jego samotne picie w barze i to, jak przyjechał do byłej dziewczyny. A więc był u niej! Nie wygoniła go! Chociaż było mu wstyd, że przyszedł do niej w takim stanie. Dobrze wiedział, że zrobił z siebie idiotę i na pewno wiele stracił w jej oczach. Jeśli to jeszcze oczywiście możliwe. Znalazł butelkę wody przy sofie i bez namysłu wypił do dna całą jej zawartość w ciągu minuty. Usłyszał kroki w korytarzu, więc podniósł się, jak najszybciej pomimo dziwnego huku w głowie, który nie ustawał odkąd się obudził.
- Hej. – Powiedział ściszonym głosem, gdy sięgała za klamkę i chciała już wychodzić. To było w jej stylu. Zniknąć zanim on się obudzi, by uniknąć niezręcznej sytuacji.
- Cześć. – Odpowiedziała nerwowo. Nie tak miało być. Specjalnie wstała wcześniej, by się ulotnić zanim Nick wstanie. Tymczasem przyłapał ją na gorącym uczynku. Gdyby mogła go znienawidzić to zrobiłaby to właśnie teraz.
- Dzięki za wodę. – Szukał neutralnego tematy, który by jej nie wystraszył. – To naprawdę miłe…
- Nie masz za co. – Przerwała mu, by nie rozkręcał się za bardzo. Co za beznadziejna sytuacja. Rozmawiała we własnym mieszkaniu z byłym facetem, który naszedł ją w nocy kompletnie pijany i zasnął w salonie po usilnym poszukiwaniu mężczyzny, którego nie znosił. Tylko ona mogła mieć takiego pecha.
- Mam nadzieję, że nie sprawiłem ci problemów.
- Nie, szybko zasnąłeś. – Pominęła fakt, że najpierw dobijał się do jej drzwi, budząc przy okazji sąsiadów, a później bawiąc się w detektywa i prowadząc idiotyczne śledztwo. No i oczywiście to, jak pijackim bełkotem wyznawał jej miłość. – Słuchaj Nick, spieszę się trochę, więc jak będziesz wychodził to zostaw klucze w portierni… Na razie.
- Poczekaj! – Złapał ją za rękę, bo gotowa była mu uciec, a tego by sobie nie wybaczył. Los dał mu szansę, której nie mógł zmarnować. Tyle czekał na to, by mogli spokojnie porozmawiać. – Nie zajmę ci wiele czasu.
Widział, jak kapituluje, choć niechętnie. Cieszył się, bo pierwszy krok miał już za sobą. Teraz czekały go następne. Wziął głęboki oddech i postawił wszystko na jedną kartę.
- Wróć do mnie.
 Otworzyła usta i zaraz je zamknęła, nie wiedząc co powiedzieć, jak zareagować. Czuła, że oczy ma teraz wielkości spodków od filiżanek i z pewnością wygląda, jak ryba w stawie, ale nie obchodziło jej to. Czy on to naprawdę powiedział? Po tym, jak ją od siebie odpychał, traktował, jak powietrze, upokarzając, gdy czekała na niego wieczorami, mając nadzieję, że tym razem wróci na noc do domu. Po tym, jak wylała przez niego morze łez, gdy wciąż dawał jej nadzieję. Po tym jak spakowała jego walizki, a jego nie było stać nawet na jedno pieprzone przepraszam. Znów to robił. Niszczył jej świat, kiedy już nauczyła się żyć bez niego i na nowo zaczęła być szczęśliwa. Tym razem mu na to nie pozwoli. Jest mądrzejsza, silniejsza, a on nie jest jej do niczego potrzebny.
- Moglibyśmy zacząć od nowa. – Kontynuował, kiedy nie doczekał się od niej żadnego komentarza. – Zmieniłem się, nie jestem już takim dupkiem, będę traktował cię poważnie, będziemy…
- Ty chyba żartujesz! – Przerwała mu, zaciskając mocno pięści. – Naprawdę uważasz, że możesz tak spokojnie prosić mnie o powrót do ciebie, po tym, co mi zrobiłeś?
- Wiem, że cię zraniłem, ale teraz naprawię swoje błędy. Zaufaj mi. – Szorstką dłonią dotknął jej delikatnego policzka, ale gwałtownie się odsunęła.
- Ja cię kochałam, Nick! Znosiłam twój pracoholizm bardzo długo i usprawiedliwiałam cię przed sobą i przed innymi też, ale nie wrócę już do tego! Nie chcę! – Od dawna chciała mu to wykrzyczeć prosto w twarz i nareszcie jej się udało. – Traktowałeś mnie, jak zabawkę, jak rzecz, którą można przestawić z kąta w kąt! Nie dam się w to wciągnąć jeszcze raz! Nie potrzebuję cię! Nie…! – Musiała przerwać, by zaczerpnąć powietrza. Było jej o wiele lżej na sercu, jakby spadł z niej ogromny ciężar.
- To przez niego, tak? – Mówiąc to, miał na myśli tego idiotę Jake’a. Z chęcią by go zabił za to, że zabrał mu Courtney. – Przez Jake’a?
- Jake nie ma tu nic do rzeczy. – Jej policzki przybrały szkarłatny odcień, na samą myśl o nim. Był tym czego teraz potrzebowała. Wnosił radość w jej życie, po pustce, którą zostawił Nick. Dopiero zaczęli się spotykać, ale czuła, że może być to coś poważnego. I była na to gotowa.
- On cię nie kocha, tak jak ja.
- I nie może mnie zranić tak, jak ty. 


Po raz pierwszy od dłuższego czasu siedzenie we własnym gabinecie nie było dla niego męką, a rozmowa z nowym współpracownikiem nie doprowadzała go do szału. Zapewne było związane to z faktem, iż Lovato nie była w pomieszczeniu, jednak i tak był to powód do radości.  Chwila świętego spokoju i możliwości odpoczynku od tej wiedźmy, to coś o czym marzył od dłuższego czasu. Nawet jeżeli trwała ona niewiele ponad piętnaście minut.
- A więc wszystko jasne? - Spytał faceta siedzącego naprzeciw niego, popijając spokojnie kawę.
Matt, bo tak właśnie jego gość miał na imię był jego najlepszym kumplem jeszcze z czasów studiów. Ostatnio nie mieli okazji na częste spotkania, z racji, że ich drogi rozeszły się w całkowicie innym kierunku. Ale raz na jakiś czas udawało im się spotkać i porozmawiać, jak za dawnych lat.
- Jasne, jasne. -  Matt, jak zwykle uśmiechnięty nie potrafił usiedzieć na miejscu. Odkąd się poznali, nie zmienił się nawet trochę. - Są tu jakieś porządne partie?
Joe uśmiechnął się z dezaprobata i pokiwał głową. Do tej pory pamiętał jak jego stary przyjaciel sporządzał listę zaliczonych na imprezie panienek. Jak widać  to również nie uległo żadnej zmianie.
- Znalazłoby się może kilka niezłych. - Joe bez trudu przypomniał sobie identyczną rozmowę, kiedy na studiach robili przegląd całego żeńskiego kampusu.
- No ja mam nadzieję.
- Wiedz, że nie toleruję żadnych biurowych romansów. - Wstał zza biurka i zaczął przechadzać się po pomieszczeniu.
-  Myślałem, że już przeszła ci faza na bycie przykładnym i świętym.
Udał, ze nie usłyszał ostatniej uwagi blondyna. Matt wyraźnie się z niego nabijał jednak nie przeszkadzało mu to zbytnio. Skoro wytrzymał z nim w jednym pokoju w akademiku przez blisko cztery lata, nic nie było w stanie go zaskoczyć. Prawie nic.
W tym samym momencie do gabinetu weszła Lovato. Jak zwykle naburmuszona i zła na cały świat. Przyglądał się uważnie jak pewnym krokiem przechodzi przez całe pomieszczenie, a na sam koniec ostentacyjnie rzuca skromny plik kartek na jego biurko. W jej przypadku było to całkowicie normalne. Właściwie to nigdy inaczej nie dostawał, tego, o co ją prosił. Nie żeby mu się podobała, czy coś, ale w krótkiej luźniej sukience wyglądała dzisiaj całkiem, całkiem  korzystnie. No co ty nie powiesz, Joseph.
- Właśnie tracę swoją jedyną przerwę, żeby robić za twoją służącą, Jonas. - Wycedziła przez zęby, gotowa do otwartej wojny z nieliczącym się z nią i jej pilną potrzebą do zaspokojenia głodu.
- Jakbyś zapomniała, od tego tutaj jesteś. - Uwielbiał doprowadzać ją do szału bo wyglądała wtedy naprawdę zabawnie.  Szczególnie jak próbowała udowodnić mu, że nie ma racji.
- Nie zapędzaj się, Jonas.
Stanęła naprzeciw niego tak blisko, że mógł bez trudu zauważyć każdy najmniejszy pieg na jej twarzy. Przyglądając się jej z bliska doszedł do wniosku, że gdyby nie ten zajebiście jędzowaty charakterek, to Lovato byłaby nawet niezłą laską. Kogo ty próbujesz oszukać?
- A co, może nie mam racji?
- Ty nigdy nie masz racji. - Gdyby ludzie potrafili zabijać wzrokiem, to pewnie już dawno leżałby martwy po środku swojego gabinetu. Na szczęście dla niego, jednak, ta wiedźma, nie opanowała jeszcze takich umiejętności.
- Żebyś się nie zdziwiła.
 Nie przeszkadzał im nawet fakt, że Matt musiał przysłuchiwać się tej beznadziejnej kłótni. Chociaż w sumie, skoro miał pracować w RB Company, powinien przyzwyczajać się powoli do codziennej biurowej rzeczywistości.
- Wiesz co, Jonas, szkoda mi czasu na twoje beznadziejne próby podbudowania sobie samooceny. - Obserwował jak obraca się na pięcie i idzie w kierunku drzwi. - Jak potrzebujesz panienki, która cię dowartościuje, to zadzwoń po dziwkę, bo na nic innego liczyć nie możesz.
 Jeszcze chwilę poczekał, aż solidnie trzaśnie drzwiami podkreślając swoją dominację, po czym wrócił na swoje miejsce i usiadł za biurkiem. Miał jej serdecznie dosyć już teraz i bał się nawet myśleć, co będzie dalej, kiedy hormony dadzą o sobie znać jeszcze bardziej. Wtedy siedzenie w schronie przeciwpancernym byłoby dla niego najbezpieczniejszym wyjściem.
- Cholerna wariatka. - Rzucił nieprzyjemnie, bawiąc się samochodzikiem znajdującym się na blacie biurka.
- Wiesz to bo już ją zaliczyłeś, czy myślisz, że lubi szaleństwa w łóżku?
- Czy ty zawsze musisz myśleć tylko o jednym? - Matt o mało co nie spadł z fotela, śmiejąc się jak obłąkany, a on miał ochotę na morderstwo ze szczególnym okrucieństwem.
- W sumie nie dziwię ci się, jest naprawdę niezła.
- Zamknij się, idioto! - Nie lubił gadać z kumplem na takie tematy. Tym bardziej jeżeli chodziło tu o najgorszą jędzę, jaka kiedykolwiek chodziła po świecie.
- Jesteś zazdrosny. 
- Wcale nie!
- No, no, no. Mój stary, święty Joey wcale nie jest już taki święty. - Usatysfakcjonowana mina Matthew zdecydowanie nie wróżyła niczego dobrego.
Matt już wiedział, co powinien zrobić z jego upartym i zaślepionym męską dumą przyjacielem. Zdecydowanie nie mógł zostawić tego wszystkiego tak jak jest. Nigdy nie zostawiał takich spraw niekończonych. Co to, to nie.
No to zapowiada się ciekawa zabawa.

  *

Gdy Allie i Kevin dotarli do pierwszego sklepu z artykułami dziecięcymi, kobieta była bardzo podekscytowana. Nie spodziewali się jeszcze dziecka, ale je planowali, a Allie lubiła chodzić po takich sklepach i wyprosiła narzeczonego, by wracając od jego rodziców wstąpili do jednego z nich. Wnętrze podzielone było na kilka małych pokoików dziecięcych z pełnym wyposażeniem. Przechodząc obok jednego z nich, Allie poczuła coś dziwnego. Zobaczyła pokoik dziecinny, o jakim zawsze marzyła dla swojego dziecka. Śliczne łóżeczko z drzewa dębowego z namalowanymi ręcznie misiami.
- Piękne, prawda? – zauważyła sprzedawczyni, podchodząc do Allie.
- Tak.
- To szczególny egzemplarz. Wykonany przez naszego zaprzyjaźnionego stolarza i oczywiście ręcznie malowany. Kiedy ma pani termin?
- Ja… nie jestem jeszcze w ciąży. – Odpowiedziała Allie zmieszana, rozglądając się za Kevem. Mężczyzna podszedł do niej, uważnie przysłuchując się rozmowie.
- Jeśli, więc chcą państwo zaczekać jeszcze z zakupem, radzę nie przywiązywać się do tego łóżeczka. – Zażartowała sprzedawczyni. – Prace tego stolarza sprzedajemy zwykle w ciągu tygodnia.
Allie spojrzała błagalnie na Kevina. Mężczyzna nie był zdecydowany, bo tak jak i ona nasłuchał się przestróg Denise, że kupowanie rzeczy dziecięcych, nie będąc w ciąży, przynosi pecha. Ale dobrze wiedziała, że jeśli nie kupi tego teraz, prawdopodobnie już nigdy nie znajdzie czegoś podobnego.  
- Kevin, proszę zgódź się. – Ścisnęła go mocno za dłoń, kiedy sprzedawczyni odeszła, dając im czas do namysłu.
- No nie wiem. – Oczywiście, że też pragnął mieć dziecko, ale nie uważał, by trzeba było się spieszyć z zakupem łóżeczka.
- Prooooszę! – Pocałowała go czule. – Na razie będzie stało w kącie i grzecznie czekało na małego właściciela. – Keeevin, no nie bądź upartym osłem.
- Dobrze, weźmy to łóżeczko. – Nie mógł jej odmówić, gdy patrzyła na niego takim wzrokiem. Dobrze wiedział, że cieszyło ją wszystko co wiązało się z dziećmi. A on lubił ją uszczęśliwiać.
- Dziękuję! – Rzuciła mu się na szyję, całując zachłannie. Przyciągnął ją do siebie, dłońmi zjeżdżając na dół jej pleców. Jeśli dobrze pamiętała, to miała dzisiaj jeszcze płodne dni, więc po powrocie do domu mogli by się zacząć starać o maluszka. Na razie jednak znajdowali się w sklepie i musieli przystopować. Niechętnie, ale oderwała się od niego. – Dokończymy w domu. – Wyszeptała mu do ucha, uśmiechając się w ten znaczący sposób.
Ruszyli dalej, w głąb pomieszczenia, a Allie wybrała jeszcze grzechotkę, dwie pary śpioszków i kocyk. W domu czekał ją cudowny seks, a za kilka tygodni przepiękny ślub. Jej bajkowe życie zdawało się nie mieć końca.
Wszystko ma swój kres.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz