środa, 19 grudnia 2012

13. "Może, że wyglądasz seksownie i mam ochotę cię przelecieć w tej łazience?!"



Demi przejrzała się w lustrze, oglądając swój lekko zaokrąglony już brzuch. Nienawidziła go i ze strachem myślała o kolejnych tygodniach i miesiącach, gdy zacznie przypominać słonia. Jeszcze raz spróbowała zapiąć suwak w sukience, ale z marnym skutkiem. Wciągnęła brzuch, ale to i tak nic nie dało. Suwak nie drgnął ani o milimetr, co więcej popsuła go, rozrywając materiał wokół niego. Z irytacją ściągnęła sukienkę i rzuciła nią w kąt, zostając w samej bieliźnie. Nie miała w co się ubrać, a razem z Jonasem wybierali się na biznesową kolację. Ten idiota pewnie nie długo się tu zjawi i będzie wyklinał, że przez nią się spóźnią, a ona naprawdę nie miała ochoty wysłuchiwać jego wrzasków. Zrozpaczona usiadła, opierając się o wannę i rozryczała się na dobre, co ostatnio nie było rzadkością. Była gruba, brzydka i z pewnością zostanie sama do końca życia.
- Lovato wiem, że masz huśtawki hormonów, ale powstrzymaj je na dzisiejszy wieczór. – Wszedł do mieszkania i to co zobaczył zdziwiło go. Prawie naga Lovato siedziała na podłodze w łazience, rycząc przerażająco. Zawsze uważał swoją asystentkę za wariatkę bez serca, a teraz sam już nie wiedział, co o niej myśleć. Dopiero chwilę później przypomniał sobie, że jest w ciąży i jej zachowanie pewnie tym jest spowodowane.
- Puka się, wiesz? – Spojrzała na niego zaczerwienionymi oczami, nie zwracając uwagi, że siedzi przed nim w czarnej, koronkowej bieliźnie. I tak już była na dnie i nie mogła upaść niżej.
- Pukałem, ale byłaś za bardzo zajęta wydzieraniem się na cały stan. – Uśmiechnął się ironicznie, ale spoważniał, gdy znowu chciała wybuchnąć płaczem. – No już, Lovato, będzie dobrze. – Nie znał się na pocieszaniu, ale spróbował, choć wyszło mu to nieudolnie.
- Nie będzie! – Wykrzyczała, chowając twarz w podkulonych nogach. Wstała roztrzęsiona, prezentując się przed nim w całej okazałości. – Zobacz, jak ja wyglądam!
Joe przyjrzał się jej uważnie, próbując skoncentrować, ale było mu ciężko. Poczuł, jak w spodniach ma co raz mniej miejsca i spróbował pomyśleć o wyresach i liczbach, ale zamiast tego, w jego głowie pojawiały się zupełnie inne obrazy. Lovato wyglądała apetycznie. Miała fajne cycki, które tylko się prosiły, by wydostać je ze stanika, ładne długie nogi i nawet fajny, choć już trochę powiększony brzuszek. Jednak na tyle ile znał kobiety, wiedział, że lamentowała z byle powodu.
- Wyglądasz normalnie. – Wzruszył ramionami, starając się przybrać, jak najbardziej obojętny ton.
- Nie! Jestem gruba! – Znowu zaniosła się płaczem. Już dawno nie czuła się tak okropnie. Sama nie wiedziała, jak to opisać. Miała ochotę rzucić czymś w Jonasa za to, że stał tak spokojnie i gapił się na nią, ale stwierdziła, że nawet to nie przyniosłoby jej satysfakcji.
- Nie jesteś. – Gdyby ktoś kiedyś powiedział mu, że będzie pocieszał stojącą przed nim w samej bieliźnie Lovato, na dodatek w jej własnej łazience, to by nie uwierzył.
- Jestem! Wyglądam, jak napompowany balon! – Bo co on mógł wiedzieć na temat kobiecego wyglądu? Nic. To nie on czuł się, jak stado waleni schwytanych do siatki rybackiej i nie jemu robiły się rozstępy na całym ciele. – I nie kłóć się ze mną!
- To ty się ze mną kłócisz! – Nie wytrzymał. Chciał być miły, a ona tego nie doceniała, więc nie zamierzał dalej się tak bawić.
- Nie, to ty stoisz i pieprzysz bzdury, próbując udawać miłosiernego samarytanina!
- Próbuję być miły, a ty i tak masz to gdzieś!
- To, że mi powiesz, że wyglądam normalnie nie poprawi mi humoru! – Czuła, że nie długo zlecą się sąsiedzi, by ich ucieszyć. Na pewno słyszeli ich wszyscy w przeciągu 50 mil.
- To co mam ci powiedzieć?! – Jego irytacja sięgała zenitu. Co za przeklęta baba! Nic jej nie odpowiadało! Szczerze współczuł jej facetowi. – Może, że wyglądasz seksownie i mam ochotę cię przelecieć w tej łazience?!
Po jego słowach zapanowała zupełna cisza. Demi to otwierała to zamykała usta, jakby chciała coś powiedzieć, ale zupełnie nie wiedziała, jak się do tego zabrać. Zdjęła szlafrok z wieszaka i okryła się nim szczelnie, przypominając sobie, że prezentuje się przed nim dość kuso ubrana. Nawet jeśli i tak już zdążył zobaczyć, to czego nie chciała mu pokazać. Szkoda tylko, że pomyślała o tym tak późno. Idiotka. Nie mogła jednak zaprzeczyć, że jego ostatnie słowa nie poprawiły jej humoru.
Joe wiedział, że się zapędził. I znając Lovato, zapewne już szykowała się, by go zabić lub zakopać żywcem, wyzywając od zboczonych idiotów. I chyba tym razem naprawdę przesadził. Jakie więc było jego zdziwienie, gdy założyła na siebie cieniutki szlafroczek, przewiązując go mocno w pasie i z uniesioną wysoko głową przeszła obok niego.
- Idę się przygotować. Daj mi dwadzieścia minut. – Zwróciła się do niego o wiele spokojniejsza niż wcześniej. Po za tym czuła dziwną satysfakcję, nie wiadomo czym spowodowaną.
- Dobrze. – Jeśli myślał, że już ją dobrze zna i jest w stanie przewidzieć każdy jej ruch, to się pomylił. Jak każda wariatka była nieprzewidywalna. – Lovato?
- Tak?
- Naprawdę dobrze wyglądasz.

 *

Siedział spokojnie i studiował najnowszą umowę, którą udało mu się podpisać na wczorajszym spotkaniu. Co dziwne przebiegło ono bez większych komplikacji, nawet ta wiedźma Lovato zachowywała się przyzwoicie. Nie licząc oczywiście incydentu z jej mieszkania, jeszcze przed rozpoczęciem negocjacji. Ale ten fakt wolał pominąć. Przeczesał palcami włosy i upił łyk czarnego, życiodajnego płynu ze swojego ulubionego niebieskiego kubka. Był dzisiaj całkowicie nie do życia. Ospale przecierając zaspane oczy doszedł do jednego, acz bardzo trafnego wniosku. Przebywanie w towarzystwie swojej chorej umysłowo, niewyżytej asystentki i poranne wstawanie, zdecydowanie mu nie służyły.
- O, to wy. - Zaczął mało entuzjastycznie wpatrując się w Kevina i Nicka, rozwalających się na jego skórzanej kanapie.
- Cóż za entuzjazm. -Skomentował Kev bawiąc się samochodzikiem, stacjonującym na stoliku obok.- A co, spodziewałeś się Lovato w stroju króliczka playboya?
 Młody zaczął się śmiać, a Kevin razem z nim. Joe zdecydowanie nie lubił jak się z niego nabijali. Czasem zastanawiał się, czy aby na pewno są spokrewnieni, bo nie widział z nimi żadnego podobieństwa. W takich momentach jak ten tutaj, szczerze w to wątpił.
- Nam tez cię miło widzieć, braciszku. - dodał Nick, dalej dusząc się ze śmiechu.
- Jesteście wredni!
- A ty nie zaprzeczyłeś. - Po raz kolejny Nick próbował poprawić swoje samopoczucie dopiekając bratu.
- Myślę, że trafiłeś w sedno młody. - Kev  po raz kolejny zaniósł się śmiechem, o mało co nie spadając z kanapy.
Co za ludzie!
- A ja myślę, że wiedźma pożyczyła strój Courtney, by ta mogła pozabawiać swojego nowego chłoptasia.
Uśmiechnął się triumfalnie widząc, jak młodszy brat w jednym momencie poważnieje, a jego usta zaciskając się nerwowo, tak jakby miał ochotę komuś przywalić. Wiedział, że może i trochę przesadził, a wspominanie o osobie Jake’a w obecności Nicka było ciosem poniżej pasa, ale sam się o to prosił. Nie zadziera się z Josephem Adamem Jonasem. Co to, to nie.
- No dobrze, spokojnie panowie. - Kevin powstrzymał wybuch najmłodszego Jonasa, zduszając w zarodku, bardzo możliwą w tej sytuacji bratobójczą wojnę. Wiedział doskonale, czym mogło się to skończyć. Zbyt dobrze znał swoich braci, by sądzić iż rozwiązaliby to w całkowicie spokojny i dyplomatyczny sposób. A już zdecydowanie nie Nicholas, mający za sobą wiele takiego typu doświadczeń. - Nie przesadzacie troszeczkę?
- To on zaczął! - Wykrzyczeli niemal równocześnie Nick i Joe, a Kevin jedynie pokiwał z politowaniem głową. Jak małe dzieci, pomyślał, przypominając jak kilkanaście lat temu prali się łopatkami w piaskownicy. Jednak niektóre rzeczy nigdy się nie zmieniają.
- Przestańcie do cholery! - Powiedział trochę głośniej niż zamierzał i był pewien, że sekretarka siedząca w recepcji doskonale go usłyszała.
- Ale ja tylko żartowałem, a on zaraz na mnie naskoczył. - starał wytłumaczyć się Nick. Dosłownie jak małe dziecko.
- Nick przestań szukać beznadziejnych wymówek, a ty Joe, przestań brać wszystko na poważnie. - Kevin przez chwilę poczuł się, jak zmęczony swoimi obowiązkami ojciec gromadki niesfornych dzieci.
- No już spokojnie, pożartować już nie można? - Nicky spojrzał na brata z wyrzutem. Męska solidarność wymagała tego, by Joe nie zaczynał tematu związanego z Jakiem. A jednak to zrobił. - Powinieneś zacząć pić jakieś ziółka na uspokojenie.
- Spróbuj spędzić z Lovato chociaż jeden dzień w pracy, a później mnie osądzaj.
Joe odstawił pusty już kubek na blat biurka, mając ochotę, by wizyta jak najszybciej się skończyła. Zazwyczaj za wkurzanie go z samego rana, odpowiadała Lovato. Dzisiaj jednak widząc te wścibskie spojrzenia rzucane mu przez braci, wiedział, że nie zapowiada się na nic dobrego. Był zmęczony, porządnie wkurzony, a do tego jeszcze w planach na dziś miał cztery spotkania z nowymi inwestorami, a to wiązało się nierozłącznie z jej zrzędzeniem i całodniowymi wyrzutami. To zdecydowanie zaspokajało jego limit szczęścia na jeden dzień. Nie potrzeba było mu do tego jeszcze rozmowy na temat tej cholernej wiedźmy. Nie zawsze można dostać to, czego się chce.
- Przestań Joe, Demi wcale nie jest taka zła, jak ci się wydaje.
- Jest.
- Przestań się ze mną kłócić, młody. - Kevin spojrzał na niego wymownym wzrokiem, zmuszającym go do bezwzględnego słuchania. - Jakbyś ją dobrze poznał, to myślę, że byście się dogadali.
- Kev ma rację, Demi jest zdecydowanie normalniejsza od Courtney.  - Tym razem inteligencją próbował błysnąć Nick, który ostatnimi czasy zdecydowanie zbyt często myślał o szanownej pannie Stone.
- Albo mi się wydaje, albo rozmawiamy o dwóch zupełnie różnych osobach. - Nie rozumiał braci i wszystkich innych, którzy na siłę wyszukiwali kolejne zalety Lovato. Prawdę mówiąc, czasami, on sam zastanawiał się czy jego szanowna asystentka jakiekolwiek posiada.
- Joe, nie bądź osłem i chociaż raz posłuchaj starszego brata. - Kevin pokiwał jedynie z niedowierzaniem głową. Nie rozumiał dlaczego młody i Demi tak bardzo się nie lubili. Chociaż właściwie w tym przypadku, ciężko było określić, jak to z nimi jest. - Ona jest naprawdę ładną i miłą dziewczyną.
Joe chociaż wcale tego nie zamierzał, wybuchnął śmiechem. Mimo iż było to całkowicie niedorzeczne i dziwne, po prostu nie potrafił się powstrzymać. Co jak co, ale o Lovato mógłby powiedzieć wszystko, prócz tego, że jest miła. Przez całe dnie doprowadzała go do szału, panoszyła się w biurze, wyzywała go od najgorszych, zachowując się jak niezrównoważona psychicznie  idiotka, a wszyscy wokół dalej uważali ją za chodzący ideał. Miał już serdecznie dosyć wysłuchiwania kolejnych przemów o jej nieskazitelnym charakterze i o tym, jaka jest dobra i miła. Czuł się jak w jakimś pieprzonym teleturnieju randkowym, w którym nie miał najmniejszego zamiaru uczestniczyć. Lovato była jedynie zwykłą pracowniczką, doprowadzającą go co dzień do szewskiej pasji. Nic nie było w stanie zmienić jego poglądów.  Nawet jeżeli była całkiem niezła, miała ładne długie nogi, niezły tyłek i… Chyba czas przystopować, idioto. 
- Taaaaak. - Widział, jak Kevin uważnie mierzy go wzrokiem. -  Ma bardzo interesujące sposoby okazywania swojej sympatii otoczeniu.
- A ty dalej swoje…
- Przynajmniej, wiem, że mam rację. -  Spojrzał na zegarek i ulgą odnotował, że za piętnaście minut będzie musiał wyjść z biura, by przypadkiem znów posłużyć Lovato za osobistego szofera. Nie widział w tym żadnej logiki, ale wiedział, że jeżeli po nią nie pojedzie, zapewne będzie miała gdzieś całe spotkanie, a dzisiaj była mu naprawdę potrzebna. - Nie wmówicie mi, że jest inaczej.
- Ale jest przynajmniej jeden plus… - Zaczął Nick, skutecznie zwracając na sobie uwagę pozostałej dwójki.
- Taaaak?
- Przynajmniej nie zaprzeczyłeś, że jest ładna. - Dokończył, a Joe miał ogromną ochotę wytargać go za te cholerne złośliwe poskręcane kudły. Nie lubił jak ktoś starał mu się wmówić coś tak niedorzecznego.
- Ale też nie potwierdziłem. - Uśmiechnął się triumfalnie znajdując szybkie wyjście z tej całej dziwnej i beznadziejnie głupiej sytuacji. W końcu był dorosły i nie musiał się przed nikim tłumaczyć, a jednak wciąż to robił.
- Przyznaj, że ci się podoba.
- Nie.
- Tak.
- Nie pociągają mnie wredne jędze, które do pracy przylatują na miotłach. - Nick czerpał wyraźną satysfakcję z owej sprzeczki, za to Joe niespecjalnie. Z resztą trudno było mu się dziwić. W końcu Lovato była cholerną wiedźmą, która jedynie pogarszała mu humor i wcale nie miał ochoty na szybki numerek gdzieś w mało uczęszczanym zakamarku.
- A to dziwne, bo z tego co pamiętam, to jak byłeś mały uwielbiałeś magiczne istoty.
- Wychodzę!
Krzyknął tak głośno jak tylko możliwe, by przedrzeć się przez koleją salwę śmiechu braci. Miał serdecznie dosyć tej rozmowy, tego tematu i wszystkich pieprzonych aluzji rzucanych w jego stronę. Szybkim krokiem przemierzył korytarz kierując się w stronę windy. Przedtem jednak poinformował, jak zwykle nierozgarniętą, Ashley, że wychodzi i raczej nie pojawi się już dzisiaj w firmie. Jeszcze tylko cztery beznadziejnie długie spotkania i wreszcie będzie mógł zrelaksować się w spokoju, przed telewizorem popijając zimne piwo. W tym momencie nie marzył już o niczym innym. Przynajmniej myśl ta zagłuszała fakt, że za niecałe pół godziny  będzie skazany na pięciogodzinne jęki swojej asystentki i wysilanie się na sztuczne uprzejmości wobec nowych inwestorów.
Nie ma to jak ciekawy plan zajęć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz