środa, 19 grudnia 2012

14. "Lovato? Fajne ma cycki, widziałem z bliska."



- Nie wierzę! Pierwsza z nas wychodzi za mąż, a my zamiast szaleć w jakimś klubie, to siedzimy w domu z winem i paczką chipsów! Cudownie! - Demi usadowiła się na kanapie wyraźnie rozżalona. Nie tak wyobrażała sobie wieczór panieński swojej najlepszej przyjaciółki. I nigdy nie myślała, że będzie wtedy w pierwszym trymestrze ciąży. Powinny się teraz bawić do białego rana, a nie zalegać na kanapie.  
- Daj spokój, nie jest źle. - Courtney wpatrywała się w ekran telefonu, jakby w ten sposób mogła sprawić, że Jake szybciej zadzwoni. Właściwie to o to się modliła. Nie, żeby towarzystwo przyjaciółek jej przeszkadzało, ale rozmowa z Jakiem była jej potrzebna. Nie widziała się z nim od trzech godzin i dwudziestu minut i już zdążyła się stęsknić. On był jej ideałem i najchętniej to z nim spędziłaby ten wieczór.  
- Jeszcze chwila a obślinisz cały telefon. - Demi chciała się cieszyć szczęściem przyjaciółki, ale zakochana Court była strasznie irytująca. To samo działo się, gdy zaczęła spotykać się z najmłodszym Jonasem. Demi do tej pory pamiętała, jak Court godzinami potrafiła rozmawiać tylko o nim, jego cudownych oczach, włosach i słodkim akcencie. Miała ochotę ją udusić. A w dodatku czuła, że eksploduje, jeśli zaraz nie wybuchnie płaczem. Ostatnio płakała w cukierni, gdy kobieta przed nią kupiła ostatnią rurkę z kremem. Po za tym zauważyła, że zaczyna doskwierać jej samotność. Kevin i Allie nie widzieli po za sobą świata i zawsze mogli na siebie liczyć, a Courtney miała tego swojego amanta, który prawił jej komplementy i z którym mogła się spotkać zawsze, gdy tego chciała. A ona była sama. Chyba ta ciąża zrobiła z jej mózgu papkę, bo zaczęło jej to przeszkadzać. Chciała mieć kogoś kto razem z nią by dzielił te wszystkie problemy. Nawet nie zauważyła, a pojedyncze łzy spływały po jej policzkach, jedna po drugiej, tworząc prawdziwy potok.  
- Taaak, a ty… Boże Demi co ci się stało? - Chciała jej się odgryźć, ale przerwała gdy oderwała wzrok od telefonu i zobaczyła, że jej przyjaciółka płacze z niewiadomego powodu. Od razu się przy niej znalazła. - Allie chodź tu natychmiast! - Zawołała blondynkę, która w kuchni rozmawiała przez telefon z przyszłą teściową. 
Dziewczyna przybiegła natychmiast i spojrzała na Courtney. Ta tylko pokazała jej, że nie wie o co chodzi. Usiadła obok Dems przytulając ją do siebie mocno.  
- Demi, kochanie powiedz co się dzieje? - Allie wiedziała, że to normalne w czasie ciąży zwłaszcza dla kogoś o tak wybuchowym temperamencie i zmiennym charakterze, jak jej najlepsza przyjaciółka, ale równie dobrze mogło się stać coś poważnego. - Źle się czujesz? - Pokiwała głową na znak, że nie i płakała dalej. - To co jest?  
- Niiikt mnieeee nieee koooocha! - Przeciągała litery, dławiąc się łzami. - Jestem brzydka, gruba, beznadziejna i to dlatego! 
- Jesteś cudowna Dems, a nie beznadziejna. - Court odgarnęła kosmyk włosów przyklejony do jej mokrego policzka.  
- I kochamy cię bardzo mocno, przecież o tym wiesz. - Allie pocałowała ją w czubek głowy, głaszcząc po włosach jak małe dziecko. - A twój maluszek będzie cię kochał najbardziej na świecie.
- Ale wy kogoś macie, a ja jestem sama! -Wykrzyczała, jakby nie dosłyszała ostatnich słów przyjaciółki. - Nawet ten plociuch z naprzeciwka kogoś ma!  
- Ale to był twój własny wybór, Dems. - Blondynka przypomniała dziewczynie, jak sama mówiła, że nie chce wiązać się z nikim na stałe, bo tego nie potrzebuje. - Po za tym gdybyś była milsza, to taki Joe by się z tobą umówił i może wyszłoby z tego coś więcej. - Naprawdę cały czas sądziła, że stanowiliby dobraną parę. A to, że ciągnie ich do siebie wiedziała już od dawna. 
- Nie, no nie przesadzaj, Al. Dems i Joe razem? To jest niemożliwe.  
Demi uspokoiła się na chwilę i zaczęła myśleć nad tym, co powiedziała Allie. Ten impotent Joe był całkiem przystojny i gdyby nie to, że zachowywał się jak tępy burak to by się z nim nawet umówiła. I to nie raz. Kto wie może by siedzieli razem wieczorami, a on masowałby jej stopy, spuchnięte po długim dniu w pracy. Oglądaliby razem łzawe filmy, a w nocy wtulałaby się w jego szerokie i silne ramiona… Dopiero po chwili uświadomiła się o czym myśli i przeklęła siebie za to samą w duchu. Ciąża naprawdę odebrała jej rozum. Ona i ten palant razem? Prędzej by go wykastrowała niż pozwoliła do siebie zbliżyć.
- Ja i Jonas? Jeszcze by mnie zaraził wścieklizną albo innym paskudztwem. - Musiała szybko zaprzeczyć, bo dłuższe zwlekanie Allie mogłaby źle odczytać i zinterpretować. A do tego dopuścić nie mogła.  
- Właśnie, Dems i Joe nie pasują do siebie. Są jak ogień i woda.  
- Przeciwieństwa się przyciągają.  
- No tak, ale nie oni. Prędzej by go Dems zabiła niż zaciągnęła do łóżka.  
- Przepraszam, ale ja tu jestem cały czas! - Wtrąciła się do rozmowy zła o ostatnie słowa Courtney. Zaciągnęłaby go do łóżka szybciej niż on stawia podpis na dokumentach. Jeśli by oczywiście chciała. A nie chce. - Z resztą to twój wieczór panieński Al i gadanie o idiocie jest niepotrzebne. Lepiej zacznijcie pić. - Nalała im wina do kieliszków. Chciała je jak najszybciej upić, zwłaszcza Allie, która miała tendencję powracania do niewygodnych tematów. 
- Nie, ja nie piję. - Allie odstawiła swój kieliszek na szklany stolik.
  - Jak to? - Courtney natomiast opróżniła już swój i nalewała kolejny. Wypiła go duszkiem i znów dolała sobie wina. Powtórzyła czynność jeszcze dwa razy aż w butelce nie zostało nic.  
- Staramy się z Kevinem o dziecko i naprawdę nie powinnam pić…  
- Al, rozumiem, że o zgrozo, chcecie zaludnić Nowy Jork kolejnymi Jonasami, ale na Boga… to twój wieczór panieński! Odpuść na chwilę! 
 - Właśnie, Dems dobrze mówi. - Courtney plątał się już trochę język, ale nie przeszkodziło jej to w wypijaniu kolejnej butelki wytrawnego trunku. Podniosła się z sofy, by zaraz usiąść na niej z powrotem, gdy trochę zakręciło jej się w głowie. - O Jake dzwoni! - Zachichotała i podjęła kolejną próbę wstania, tym razem udaną. Uciekła do łazienki, szczebiocząc do telefonu z pełną butelką w drugiej ręce.  
- Trochę przesadzasz, Al. Zajdziesz w ciążę nawet jeśli nawalisz się dzisiaj tak, że zaśniesz na podłodze. Spójrz na mnie. - Demi pokazała na swój brzuszek, przypominając, że sama nie pamiętała jak ma na imię, kiedy jakiś idiota ją zapładniał.  
- Wolę nie ryzykować.  - Zajście w ciąże było jej największym marzeniem i dlatego postanowiła, że nie będzie tego sobie utrudniać i stosowała się do zaleceń ginekologa.  
- Ale… 
Nie było dane jej skończyć, gdyż z łazienki dobiegł je przeraźliwy huk. Nie zastanawiając się ani chwili ruszyły na miejsce zdarzenia. Courtney leżała na podłodze, a obok niej walały się kosmetyki, które spadły z półek. Śmiała się na cały głos wciąż trzymając butelkę w dłoni. 
- Jake jest taki słodki. Mój kochany Jake jest taki cudowny. I ma takie ładne oczka. I takie ładne ciałko. Jake, Jake, Jake!  
Allie spojrzała na Dems.  
- Odwiozę ją do domu.   


 Joe ledwo utrzymywał głowę ponad poziomem marmurowego barowego blatu. Od zawsze miał słabą głowę do alkoholu, co teraz zdecydowanie sprzeciwiło się przeciw niemu. Siedzieli właśnie w jednym z najbardziej ekskluzywnych klubów ze striptizem w mieście, świętując ostatnie dni wolności Kevina, a on ledwo kontaktował z rzeczywistością. Mimo wszystko dalej bardzo dzielnie wlewał w siebie kolejne kieliszki wysokoprocentowej cieczy, które nieustannie nalewał mu Matt. Normalnie uznałby to za podejrzane, dzisiaj jednak nie miał zbytnich obiekcji. Pewnie dlatego, że ledwo pamiętał jak się nazywa. 
- Nooo, Kev. Nie daj się prosić. - Nicholas przejechał przed oczami brata kieliszkiem wypełnionym przezroczystym płynem, próbując namówić go do zabawy. 
-  Nie chcę. 
- Przecież to twój wieczór kawalerski, zlituj się, człowieku. - Matthew wlał w siebie kolejnego drinka, jednocześnie puszczając oko przystojnej kelnerce, która była naprawdę niezła. 
-  Wiem. - Kevin spojrzał z politowaniem w kierunku Joe, który aktualnie prawie zasypiał na barze i doszedł do wniosku, że nie chce skończyć w takim stanie. Młody był zdecydowanie antyreklamą dla lokalu, ale w sumie od zawsze nie potrafił pić. - Ale ktoś w końcu będzie musiał odwieźć go do domu. 
- Od czego są taksówki? 
- Wolę jednak nie. -Kevin doskonale wiedział, jak bardzo Alli pragnie tej ciąży, dlatego wolał odpuścić te kilka kieliszków dla dobra przyszłej żony. 
- Jeden kieliszek jeszcze nikomu nie zaszkodził. - Nick podsunął mu pod nos kieliszek wypełniony trunkiem. 
- Nie napijesz się ze mną, bracie? 
- Ty chyba powinieneś już trochę przystopować, Joe. 
- Paaaaantoflarz. - Średni Jonas wybełkotał pod nosem, po raz kolejny moszcząc się na blacie. 
- I mówi to facet, który boi się własnej asystentki. - Kevin spojrzał z politowaniem na młodszego brata. Wiedział, że z zalanym w trupa nie ma co rozmawiać, ale nie lubił, gdy ktoś wobec niego używał określenia pantoflarz. Nie był nim. Po prostu mocno kochał swoją przyszłą żonę. 
 - Lovato? Fajne ma cycki, widziałem z bliska. - Na te słowa jego kompani wybuchli głośnym śmiechem. Gdyby był trzeźwy pewnie nawet nie przeszłyby mu przez gardło, ale teraz mówił wszystko bez owijania w bawełnę.  
- Czyli zaliczyłeś ją, tak? - Matt starał się kontynuować temat. Gdyby nie to, że jakieś pół godziny wcześniej rozładował mu się telefon to by go nagrał i później męczył go aż do śmierci. 
- Nieee, ale wszystko przed nami. - Zrobił rozmarzoną minę co wywołało kolejną salwę śmiechu. - Prędzej niż Jake ściągnie majtki z Courtney.  
- Ej! Odwal się od Court! - Nick’owi zrzedła mina i nie wiedział komu chce bardziej przywalić. Czy swojemu bratu za jego bzdurną gadkę czy temu palantowi za dotykanie jego Courtney czy może samemu sobie za to,  że jest takim frajerem.  
- Nudziarz z ciebie, Joey. Masz tyle okazji, żeby ją przelecieć…  
- No właśnie, Joey. Tyle szans już zmarnowałeś… - Kevin też miał zamiar go trochę podpuścić. Wiedział, że Joe i Dems skończą kiedyś razem w łóżku. Nawet jeśli będzie to tylko jednorazowy numerek. Mógł się o to założyć.  
- Mogę ją zaliczyć, kiedy tylko będę chciał. - Podniósł się, wymachując palcem i rozlewając wódkę z kieliszka na wszystkie strony.  
- Teraz też? - W głowie Matta zaczął się rodzić pomysł. A z tego co widział i słyszał, z Joe pójdzie mu łatwiej niż by wcześniej przypuszczał. 
 - A czemu nie. - Wybełkotał chyba nie bardzo będąc świadomym tego, co mówi.  
- To możemy teraz jechać do niej? 
- Pewnie. - Joe podniósł się z barowego stołka i od razu prawie przewrócił.  Ale nie pamiętam adresu. 
- Nie musisz pamiętać, bo ja go świetnie znam. - Przywołał chłopaków, by pomogli mu wyprowadzić Joe na zewnątrz i zapakować do pierwszej zatrzymującej się przy nich taksówki. - Nigdzie nie idźcie, wrócę do was, jak tylko zawiozę Romea do Julii. - Wychylił się do nich z okna żółtego samochodu.  
Kevin popatrzył na Nicka. 
- Teraz to i ja się napiję. 

*
 
Gnali ulicami Nowego Jorku, które mogłoby się wydawać, że o tak późnej porze będą prawie puste, ale było zupełnie odwrót. I dlatego Matt tak bardzo kochał to miasto. Ono nigdy nie zasypiało. W przeciwieństwie do pijanego Josepha, który zaczął chrapać na tylnym siedzeniu taksówki. Matt szturchał go, co chwila, co kończyło się tak, że dostawał po łapach za każdym razem. Zatrzymali się w końcu pod mieszkaniem Lovato i mężczyźnie jakoś udało się wywlec Jonasa z samochodu. 
- Niech pan zaczeka, za chwilę wrócę. – Krzyknął jeszcze do kierowcy i wprowadził Joe najpierw do klatki, a później do windy. Przez cały czas trzymał go, by nie upadł i nie rozbił sobie głowy. Winda wreszcie zatrzymała się na czwartym piętrze i mogli z niej wysiąść, a właściwie to Matt mógł, bo Jonasowi plątały się nogi. Wyniósł go prawie i postawił, a dokładniej mówiąc oparł go o ścianę przy drzwiach Lovato i  zadzwonił dzwonkiem. 
- No chłopie, módl się, żeby Lovato otworzyła, bo inaczej czeka cię noc na wycieraczce. – Zmył się szybko, zostawiając nieświadomego Joe przy mieszkaniu numer 5. 
Chwilę później drzwi się otworzyły i oczom Jonasa ukazała się Demi odziana jedynie w kusą koszulę nocną i krótki szlafroczek. Przetarła oczy ze zdumienia patrząc, jak ten idiota kładzie się do jej stóp i głaszcze je. Nawet się nie odsunęła, chociaż powinna go kopnąć i posłać na księżyc. Marzyła o masażu, ale nie wykonanym przez pijanego tępaka. Próbował się podnieść, używając jej nóg jako podpórki. Strzeliła go po łapach, gdy jego dłonie dotknęły jej kolan, ale nic sobie z tego nie zrobił i dalej bezkarnie ją obmacywał. Odsunęła się, wyklinając go od niewyżytych zboczeńców, napastujących samotne kobiety w środku nocy. 
- Na wszystkich bogów tego świata, Jonas, co ty tutaj robisz? 
To będzie dłuuuga noc.

1 komentarz: