- Nie wierzę! Pierwsza z nas wychodzi za mąż, a my
zamiast szaleć w jakimś klubie, to siedzimy w domu z winem i paczką chipsów!
Cudownie! - Demi usadowiła się na kanapie wyraźnie rozżalona. Nie tak wyobrażała
sobie wieczór panieński swojej najlepszej przyjaciółki. I nigdy nie myślała, że
będzie wtedy w pierwszym trymestrze ciąży. Powinny się teraz bawić do białego
rana, a nie zalegać na kanapie.
- Daj spokój, nie jest źle. - Courtney wpatrywała
się w ekran telefonu, jakby w ten sposób mogła sprawić, że Jake szybciej
zadzwoni. Właściwie to o to się modliła. Nie, żeby towarzystwo przyjaciółek jej
przeszkadzało, ale rozmowa z Jakiem była jej potrzebna. Nie widziała się z nim
od trzech godzin i dwudziestu minut i już zdążyła się stęsknić. On był jej
ideałem i najchętniej to z nim spędziłaby ten wieczór.
- Jeszcze chwila a obślinisz cały telefon. - Demi
chciała się cieszyć szczęściem przyjaciółki, ale zakochana Court była strasznie
irytująca. To samo działo się, gdy zaczęła spotykać się z najmłodszym Jonasem.
Demi do tej pory pamiętała, jak Court godzinami potrafiła rozmawiać tylko o
nim, jego cudownych oczach, włosach i słodkim akcencie. Miała ochotę ją udusić.
A w dodatku czuła, że eksploduje, jeśli zaraz nie wybuchnie płaczem. Ostatnio
płakała w cukierni, gdy kobieta przed nią kupiła ostatnią rurkę z kremem. Po za
tym zauważyła, że zaczyna doskwierać jej samotność. Kevin i Allie nie widzieli
po za sobą świata i zawsze mogli na siebie liczyć, a Courtney miała tego
swojego amanta, który prawił jej komplementy i z którym mogła się spotkać
zawsze, gdy tego chciała. A ona była sama. Chyba ta ciąża zrobiła z jej mózgu
papkę, bo zaczęło jej to przeszkadzać. Chciała mieć kogoś kto razem z nią by
dzielił te wszystkie problemy. Nawet nie zauważyła, a pojedyncze łzy spływały
po jej policzkach, jedna po drugiej, tworząc prawdziwy potok.
- Taaak, a ty… Boże Demi co ci się stało? - Chciała
jej się odgryźć, ale przerwała gdy oderwała wzrok od telefonu i zobaczyła, że
jej przyjaciółka płacze z niewiadomego powodu. Od razu się przy niej znalazła.
- Allie chodź tu natychmiast! - Zawołała blondynkę, która w kuchni rozmawiała
przez telefon z przyszłą teściową.
Dziewczyna przybiegła natychmiast i spojrzała na
Courtney. Ta tylko pokazała jej, że nie wie o co chodzi. Usiadła obok Dems
przytulając ją do siebie mocno.
- Demi, kochanie powiedz co się dzieje? - Allie
wiedziała, że to normalne w czasie ciąży zwłaszcza dla kogoś o tak wybuchowym
temperamencie i zmiennym charakterze, jak jej najlepsza przyjaciółka, ale
równie dobrze mogło się stać coś poważnego. - Źle się czujesz? - Pokiwała głową
na znak, że nie i płakała dalej. - To co jest?
- Niiikt mnieeee nieee koooocha! -
Przeciągała litery, dławiąc się łzami. - Jestem brzydka, gruba, beznadziejna i
to dlatego!
- Jesteś cudowna Dems, a nie beznadziejna. - Court
odgarnęła kosmyk włosów przyklejony do jej mokrego policzka.
- I kochamy cię bardzo mocno, przecież o tym wiesz.
- Allie pocałowała ją w czubek głowy, głaszcząc po włosach jak małe dziecko. -
A twój maluszek będzie cię kochał najbardziej na świecie.
- Ale wy kogoś macie, a ja jestem sama! -Wykrzyczała, jakby nie dosłyszała ostatnich słów przyjaciółki. - Nawet ten plociuch z naprzeciwka kogoś ma!
- Ale wy kogoś macie, a ja jestem sama! -Wykrzyczała, jakby nie dosłyszała ostatnich słów przyjaciółki. - Nawet ten plociuch z naprzeciwka kogoś ma!
- Ale to był twój własny wybór, Dems. - Blondynka
przypomniała dziewczynie, jak sama mówiła, że nie chce wiązać się z nikim na
stałe, bo tego nie potrzebuje. - Po za tym gdybyś była milsza, to taki Joe by
się z tobą umówił i może wyszłoby z tego coś więcej. - Naprawdę cały czas sądziła,
że stanowiliby dobraną parę. A to, że ciągnie ich do siebie wiedziała już od
dawna.
- Nie, no nie przesadzaj, Al. Dems i Joe razem? To jest niemożliwe.
- Nie, no nie przesadzaj, Al. Dems i Joe razem? To jest niemożliwe.
Demi uspokoiła się na chwilę i zaczęła myśleć nad
tym, co powiedziała Allie. Ten impotent Joe był całkiem przystojny i gdyby nie
to, że zachowywał się jak tępy burak to by się z nim nawet umówiła. I to nie
raz. Kto wie może by siedzieli razem wieczorami, a on masowałby jej stopy,
spuchnięte po długim dniu w pracy. Oglądaliby razem łzawe filmy, a w nocy
wtulałaby się w jego szerokie i silne ramiona… Dopiero po chwili uświadomiła
się o czym myśli i przeklęła siebie za to samą w duchu. Ciąża naprawdę odebrała
jej rozum. Ona i ten palant razem? Prędzej by go wykastrowała niż pozwoliła do
siebie zbliżyć.
- Ja i Jonas? Jeszcze by mnie zaraził wścieklizną albo innym paskudztwem. - Musiała szybko zaprzeczyć, bo dłuższe zwlekanie Allie mogłaby źle odczytać i zinterpretować. A do tego dopuścić nie mogła.
- Ja i Jonas? Jeszcze by mnie zaraził wścieklizną albo innym paskudztwem. - Musiała szybko zaprzeczyć, bo dłuższe zwlekanie Allie mogłaby źle odczytać i zinterpretować. A do tego dopuścić nie mogła.
- Właśnie, Dems i Joe nie pasują do siebie. Są jak ogień
i woda.
- Przeciwieństwa się przyciągają.
- No tak, ale nie oni. Prędzej by go Dems zabiła niż
zaciągnęła do łóżka.
- Przepraszam, ale ja tu jestem cały czas! -
Wtrąciła się do rozmowy zła o ostatnie słowa Courtney. Zaciągnęłaby go do łóżka
szybciej niż on stawia podpis na dokumentach. Jeśli by oczywiście chciała. A
nie chce. - Z resztą to twój wieczór panieński Al i gadanie o idiocie jest
niepotrzebne. Lepiej zacznijcie pić. - Nalała im wina do kieliszków. Chciała je
jak najszybciej upić, zwłaszcza Allie, która miała tendencję powracania do
niewygodnych tematów.
- Nie, ja nie piję. - Allie odstawiła swój kieliszek
na szklany stolik.
- Jak to? - Courtney natomiast opróżniła
już swój i nalewała kolejny. Wypiła go duszkiem i znów dolała sobie wina.
Powtórzyła czynność jeszcze dwa razy aż w butelce nie zostało nic.
- Staramy się z Kevinem o dziecko i naprawdę nie
powinnam pić…
- Al, rozumiem, że o zgrozo, chcecie zaludnić Nowy
Jork kolejnymi Jonasami, ale na Boga… to twój wieczór panieński! Odpuść na
chwilę!
- Właśnie, Dems dobrze mówi. - Courtney plątał
się już trochę język, ale nie przeszkodziło jej to w wypijaniu kolejnej butelki
wytrawnego trunku. Podniosła się z sofy, by zaraz usiąść na niej z powrotem,
gdy trochę zakręciło jej się w głowie. - O Jake dzwoni! - Zachichotała i
podjęła kolejną próbę wstania, tym razem udaną. Uciekła do łazienki,
szczebiocząc do telefonu z pełną butelką w drugiej ręce.
- Trochę przesadzasz, Al. Zajdziesz w ciążę nawet
jeśli nawalisz się dzisiaj tak, że zaśniesz na podłodze. Spójrz na mnie. - Demi
pokazała na swój brzuszek, przypominając, że sama nie pamiętała jak ma na imię,
kiedy jakiś idiota ją zapładniał.
- Wolę nie ryzykować. - Zajście w ciąże było
jej największym marzeniem i dlatego postanowiła, że nie będzie tego sobie
utrudniać i stosowała się do zaleceń ginekologa.
- Ale…
Nie było dane jej skończyć, gdyż z łazienki dobiegł
je przeraźliwy huk. Nie zastanawiając się ani chwili ruszyły na miejsce
zdarzenia. Courtney leżała na podłodze, a obok niej walały się kosmetyki, które
spadły z półek. Śmiała się na cały głos wciąż trzymając butelkę w dłoni.
- Jake jest taki słodki. Mój kochany Jake jest taki
cudowny. I ma takie ładne oczka. I takie ładne ciałko. Jake, Jake, Jake!
Allie spojrzała na Dems.
- Odwiozę ją do domu.
*
Joe ledwo utrzymywał głowę ponad poziomem marmurowego barowego blatu. Od zawsze miał słabą głowę do alkoholu, co teraz zdecydowanie sprzeciwiło się przeciw niemu. Siedzieli właśnie w jednym z najbardziej ekskluzywnych klubów ze striptizem w mieście, świętując ostatnie dni wolności Kevina, a on ledwo kontaktował z rzeczywistością. Mimo wszystko dalej bardzo dzielnie wlewał w siebie kolejne kieliszki wysokoprocentowej cieczy, które nieustannie nalewał mu Matt. Normalnie uznałby to za podejrzane, dzisiaj jednak nie miał zbytnich obiekcji. Pewnie dlatego, że ledwo pamiętał jak się nazywa.
- Nooo, Kev. Nie daj się prosić. - Nicholas
przejechał przed oczami brata kieliszkiem wypełnionym przezroczystym płynem,
próbując namówić go do zabawy.
- Nie chcę.
- Przecież to twój wieczór kawalerski, zlituj się,
człowieku. - Matthew wlał w siebie kolejnego drinka, jednocześnie puszczając
oko przystojnej kelnerce, która była naprawdę niezła.
- Wiem. - Kevin spojrzał z politowaniem w
kierunku Joe, który aktualnie prawie zasypiał na barze i doszedł do wniosku, że
nie chce skończyć w takim stanie. Młody był zdecydowanie antyreklamą dla
lokalu, ale w sumie od zawsze nie potrafił pić. - Ale ktoś w końcu będzie musiał
odwieźć go do domu.
- Od czego są taksówki?
- Wolę jednak nie. -Kevin doskonale wiedział, jak
bardzo Alli pragnie tej ciąży, dlatego wolał odpuścić te kilka kieliszków dla
dobra przyszłej żony.
- Jeden kieliszek jeszcze nikomu nie zaszkodził. -
Nick podsunął mu pod nos kieliszek wypełniony trunkiem.
- Nie napijesz się ze mną, bracie?
- Ty chyba powinieneś już trochę przystopować,
Joe.
- Paaaaantoflarz. - Średni Jonas wybełkotał pod
nosem, po raz kolejny moszcząc się na blacie.
- I mówi to facet, który boi się własnej asystentki.
- Kevin spojrzał z politowaniem na młodszego brata. Wiedział, że z zalanym w
trupa nie ma co rozmawiać, ale nie lubił, gdy ktoś wobec niego używał
określenia pantoflarz. Nie był nim. Po prostu mocno kochał swoją przyszłą żonę.
- Lovato? Fajne ma cycki, widziałem z bliska.
- Na te słowa jego kompani wybuchli głośnym śmiechem. Gdyby był trzeźwy pewnie
nawet nie przeszłyby mu przez gardło, ale teraz mówił wszystko bez owijania w
bawełnę.
- Czyli zaliczyłeś ją, tak? - Matt starał się
kontynuować temat. Gdyby nie to, że jakieś pół godziny wcześniej rozładował mu
się telefon to by go nagrał i później męczył go aż do śmierci.
- Nieee, ale wszystko przed nami. - Zrobił
rozmarzoną minę co wywołało kolejną salwę śmiechu. - Prędzej niż Jake ściągnie
majtki z Courtney.
- Ej! Odwal się od Court! - Nick’owi zrzedła mina i
nie wiedział komu chce bardziej przywalić. Czy swojemu bratu za jego bzdurną
gadkę czy temu palantowi za dotykanie jego Courtney czy może samemu sobie za
to, że jest takim frajerem.
- Nudziarz z ciebie, Joey. Masz tyle okazji, żeby ją
przelecieć…
- No właśnie, Joey. Tyle szans już zmarnowałeś… -
Kevin też miał zamiar go trochę podpuścić. Wiedział, że Joe i Dems skończą
kiedyś razem w łóżku. Nawet jeśli będzie to tylko jednorazowy numerek. Mógł się
o to założyć.
- Mogę ją zaliczyć, kiedy tylko będę chciał. -
Podniósł się, wymachując palcem i rozlewając wódkę z kieliszka na wszystkie
strony.
- Teraz też? - W głowie Matta zaczął się rodzić
pomysł. A z tego co widział i słyszał, z Joe pójdzie mu łatwiej niż by
wcześniej przypuszczał.
- A czemu nie. - Wybełkotał chyba nie bardzo
będąc świadomym tego, co mówi.
- To możemy teraz jechać do niej?
- Pewnie. - Joe podniósł się z barowego stołka i od
razu prawie przewrócił. Ale nie pamiętam adresu.
- Nie musisz pamiętać, bo ja go świetnie znam. -
Przywołał chłopaków, by pomogli mu wyprowadzić Joe na zewnątrz i zapakować do
pierwszej zatrzymującej się przy nich taksówki. - Nigdzie nie idźcie, wrócę do
was, jak tylko zawiozę Romea do Julii. - Wychylił się do nich z okna żółtego
samochodu.
Kevin popatrzył na Nicka.
- Teraz to i ja się napiję.
*
Gnali ulicami Nowego Jorku, które mogłoby się wydawać, że o tak późnej porze
będą prawie puste, ale było zupełnie odwrót. I dlatego Matt tak bardzo kochał
to miasto. Ono nigdy nie zasypiało. W przeciwieństwie do pijanego Josepha,
który zaczął chrapać na tylnym siedzeniu taksówki. Matt szturchał go, co
chwila, co kończyło się tak, że dostawał po łapach za każdym razem. Zatrzymali
się w końcu pod mieszkaniem Lovato i mężczyźnie jakoś udało się wywlec Jonasa z
samochodu.
- Niech pan zaczeka, za chwilę wrócę. – Krzyknął
jeszcze do kierowcy i wprowadził Joe najpierw do klatki, a później do windy.
Przez cały czas trzymał go, by nie upadł i nie rozbił sobie głowy. Winda
wreszcie zatrzymała się na czwartym piętrze i mogli z niej wysiąść, a właściwie
to Matt mógł, bo Jonasowi plątały się nogi. Wyniósł go prawie i postawił, a
dokładniej mówiąc oparł go o ścianę przy drzwiach Lovato i zadzwonił
dzwonkiem.
- No chłopie, módl się, żeby Lovato otworzyła, bo
inaczej czeka cię noc na wycieraczce. – Zmył się szybko, zostawiając
nieświadomego Joe przy mieszkaniu numer 5.
Chwilę później drzwi się otworzyły i oczom Jonasa ukazała
się Demi odziana jedynie w kusą koszulę nocną i krótki szlafroczek. Przetarła
oczy ze zdumienia patrząc, jak ten idiota kładzie się do jej stóp i głaszcze
je. Nawet się nie odsunęła, chociaż powinna go kopnąć i posłać na księżyc.
Marzyła o masażu, ale nie wykonanym przez pijanego tępaka. Próbował się
podnieść, używając jej nóg jako podpórki. Strzeliła go po łapach, gdy jego
dłonie dotknęły jej kolan, ale nic sobie z tego nie zrobił i dalej bezkarnie ją
obmacywał. Odsunęła się, wyklinając go od niewyżytych zboczeńców, napastujących
samotne kobiety w środku nocy.
- Na wszystkich bogów tego świata, Jonas, co ty
tutaj robisz?
To będzie dłuuuga noc.
Robi się coraz ciekawiej :)
OdpowiedzUsuń