środa, 19 grudnia 2012

8. "Oj Joey, Joey. Znajdź sobie jakąś dziewczynę bo ostatnio robisz się strasznie nieznośny".

Demi weszła do bufetu i gdy tylko poczuła zapach jedzenia od razu zrobiło jej się lepiej. Od kilku godzin miała wrażenie, że żołądek z głodu przyrasta jej już do krzyża. A ten cham i idiota, Jonas, jak na złość nie chciał puścić jej wcześniej na przerwę. Miała ochotę wsadzić mu swoje nowe szpilki w oko albo w inne równie wrażliwe miejsce. Jak można być takim dupkiem i dyktatorem? Zachowywał się gorzej od najgorszego króla tyranów tego świata. Chętnie usunęłaby z jego twarzy ten złośliwy uśmieszek, którym raczył ją każdego dnia, od rana do wieczora. Postanowiła jednak, że nie będzie marnować swojego czasu wolnego na rozmyślania o kimś tak beznadziejnym, jak jej szef. Podeszła do lady i zaczęła zastanawiać się, co ma zjeść. Najchętniej zamówiłaby wszystko, ale opanowała się, mając w pamięci swoją i tak już nadwyrężoną figurę, na którą pracowała latami. Od kilku tygodni nie mogła opanować apetytu. Wciąż jadła i jadła. Ciągle myślała o jedzeniu. Wybrała naleśniki, lody waniliowe, sernik, a do picia truskawkowego shake’a. Ludzie patrzyli się na nią, jak na wariatkę, ale miała to gdzieś. Skoro już i tak jest w emocjonalnym dołku, to przynajmniej nie będzie sobie odbierała przyjemności jedzenia. To jedyna, jaka jej pozostała. Spróbowała wypatrzeć wolny stolik, kiedy zobaczyła Courtney siedzącą z jakimś przystojniakiem. Jej przyjaciółka chichotała, trzepotała rzęsami i mocno gestykulowała. Mężczyzna natomiast cały czas się na nią gapił.
- Cześć, Court. Nie przeszkadzam? – Podeszła do stolika, przy którym siedziała przyjaciółka ze swoim towarzyszem.
- Oczywiście, że nie, Dems. – Dziewczyna wstała i pocałowała przyjaciółkę w policzek. Demi zauważyła, że jej oczy błyszczą, a policzki przybrały czerwoną barwę. Zupełnie tak, jak wtedy, gdy zaczęła spotykać się z Nickiem. – Poznajcie się – zaczęła po chwili, odrzucając włosy do tyłu i uśmiechając się szeroko – to Demi, moja najlepsza przyjaciółka, a to Jake, nasz nowy architekt.
Mężczyzna przywitał ją skinieniem głowy, a kiedy ich spojrzenia skrzyżowały się, dziwny dreszcz przebiegł ją po plecach. Była pewna, że już go gdzieś wcześniej widziała.
- To ja nie będę wam przeszkadzał. – Courtney chciała go zatrzymać, ale zaprotestował. – Do zobaczenia później. Cześć… Demi. – Przechodząc obok niej niby przypadkiem, delikatnie szturchnął ją  w ramię.
Dems usiadła naprzeciwko Courtney i zabrała się za naleśniki. W tej chwili nic nie równało się przyjemności, jaką czerpała z jedzenia. No może oprócz jednej rzeczy.
- Fajny jest, prawda? – Spytała Courtney rozmarzonym głosem. Jake był ostatnio stałym gościem w jej myślach i w żadnym wypadku jej to nie przeszkadzało.
- Nie zauważyłam. – Ten facet nie zrobił na niej miłego wrażenia i najzwyczajniej w świecie bała się, że zrani jej przyjaciółkę. Court była bardzo naiwna jeśli chodziło o mężczyzn i związki, a oni to wykorzystywali. – Jest zwyczajny. – Powiedziała obojętnym głosem, zabierając się za lody. – Żaden z niego bóg.
- Wiesz, rozumiem, że szaleją w tobie hormony, ale mogłabyś chociaż udawać, że podzielasz mój entuzjazm. – Wkurzyła się na Dems. Po raz pierwszy od dłuższego czasu czuła się naprawdę szczęśliwa, a ona nawet w najmniejszym stopniu nie chciała tego zrozumieć.
- Dobrze go znasz?
- A co to ma do rzeczy? Dobrze się z nim bawię i tyle. - Zaczęła uderzać palcami o blat stołu, jak zawsze, gdy coś ją irytowało. W tej chwili miała ochotę wysłać Dems na księżyc.
- No właśnie, nic o nim nie wiesz, a to się może źle skończyć.
- A ty to przepraszam, co jesteś? – Podniosła głos i automatycznie wstała z krzesła. – Jakaś strażniczka moralności? – Wzięła głęboki wdech i rozejrzała się po sali. Wszyscy się na nich gapili. – Sama nie wiesz z kim jesteś w ciąży, więc mnie się nie czepiaj! – Wyszeptała, bo mimo wszystko nie chciała by nikt z zebranych w bufecie się o tym dowiedział. Bo była dobrą przyjaciółką.
- Może usiądziesz? – Na Demi nie zrobiło to większego wrażenia. Courtney się złościła, bo w głębi duszy przyznawała jej rację i bała się, że on znów złamie jej serce.
- Nie dziękuję, już się najadłam. – Odsunęła krzesło, prawie je przewracając i szybkim krokiem wyszła z bufetu, zostawiając Demi samą.

A to podobno kobiety w ciąży mają humorki.

*

Siedział w swoim wygodnym prezesowskim fotelu, nerwowo uderzając palcami o blat biurka. Z zaciętą miną wpatrywał się w zamknięte drzwi swojego gabinetu. Co jakiś czas tylko nerwowo spoglądając na zegarek.  Z każda minutą jego złość osiągała coraz to nowy poziom, którego do tej pory jeszcze nie osiągnął. Powoli już tracił swoją, i tak dużą dla jej osoby cierpliwość. Chociaż właściwie to stracił ją już jakieś pół godziny temu.
Chyba raczej w momencie kiedy ją poznałeś.
Starał się dotrzymać słowa danego wujowi, dlatego też  cierpliwie wysłuchiwał jej ponad dwugodzinnego  zrzędzenia i jęków. W końcu jednak uległ, chcąc uniknąć kolejnej karczemnej awantury, a przy okazji zapewnić sobie chwilę ciszy i spokoju. Pozwolił jej wyjść na te cholerne dwadzieścia minut, mając nadzieje, że chociaż z tym nie będzie robić mu problemów. Jednak ona jak zwykle musiała zrobić mu na złość i po raz kolejny udowodnić mu swoją wyższość. Cholerna Lovato!
Od tego czasu minęła już przeszło godzina, ona jednak nie raczyła wrócić na stanowisko pracy. Często zastanawiał się, dlaczego mu to robiła. Dlaczego mimo, że starał się traktować ją normalnie i nie wszczynać kłótni o byle drobiazg, ona nadal traktowała go najgorzej jak tylko potrafiła. Z każdym dniem miał coraz większą ochotę rzucić jej wypowiedzenie i wreszcie uwolnić się od tej chorej atmosfery. Jednak był jeden problem. Nie mógł tego zrobić.
Wreszcie, kiedy po raz któryś z kolei coraz bardziej rozzłoszczony spoglądał na zegarek wiszący na wprost niego, usłyszał z każda chwilą głośniejszy stukot obcasów. Nie musiał nawet namyślać się, by wiedzieć kto jest ich właścicielką. W myślach już widział ją pewną siebie, przemierzającą korytarz i niespiesznie kierującą się w stronę jego gabinetu, jak zwykle uśmiechnięta i zadowoloną.  I chociaż mógłby zrobić kilkugodzinny wykład na temat jej zachowania i niesubordynacji, to jedno musiał przyznać. Miała naprawdę niezłe ciało, i choć bardzo ciężko było mu się do tego przyznać, to cholernie go pociągała.
Nie od dziś i nie od wczoraj…
- Wiesz może, która jest godzina?!- Nawet nie starał się na bycie miłym. Dzisiaj już jego cierpliwość wobec jej osoby się skończyła.
- A co Jonas, nie nauczyli cię obsługi zegarka, czy może masz kłopoty ze wzrokiem?- Uśmiechnęła się ironicznie, siadając na kanapie pod oknem i nawet nie zaszczycając go spojrzeniem.
- Jak widać ja nie mam z tym problemu, w przeciwieństwie do ciebie. - Warknął z wyczuwalną i z każdą sekundą rosnącą irytacją w głosie. -  Wiesz, o której powinnaś wrócić, czy może masz problemy z policzeniem do dwudziestu?!
- Wiesz co, Jonas? Nie mam zamiaru zniżać się do twojego poziomu. Z resztą mam ciekawsze rzeczy do roboty, niż oglądanie twojej zakazanej gęby!- Powolnym krokiem podeszła do Josepha, ze złością wymalowaną na twarzy opierającego się o biurko. Uwielbiała doprowadzać go do ostateczności. Miał wtedy niesamowicie zabawną minę.
- No tak. W końcu po co zajmować się swoimi obowiązkami, skoro można przez ponad godzinę robić słodkie oczka do jakiegoś lalusia w bufecie!- Z natury był osobą bardzo tolerancyjną. W końcu starał się znosić codzienne zachowanie Lovato, a ostatnio nawet jej wewnętrzną potrzebę do pięciu posiłków dziennie, jednak tego już nie miał zamiaru.
- A więc o to ci chodzi Jonas.  Naucz się wreszcie, że nie wtrąca się w nie swoje sprawy i lepiej zajmij się samym sobą. - Podeszła jeszcze bliżej niego. Mogła teraz do woli przyglądać się jego głębokim brązowym tęczówkom, w których teraz gościł jedynie  rzadko spotykany u niego chłód i obojętność. Nieczęsto udawało jej się doprowadzić Josepha do takiego stanu, dzisiaj jednak wyszła jej ta sztuka. Był na nią zły. Zajebiście zły.
- Płacę ci, za każdą godzinę spędzoną w biurze, więc mam pełne prawo wtrącać się w twoje sprawy. – Powiedział już trochę ciszej, nie chcąc po raz kolejny wylądować na dywaniku u wuja. – A teraz albo zajmiesz się swoimi obowiązkami, albo ja już postaram się o to, by twój kochaś nie popracował tutaj zbyt długo.
- Oj Joey, Joey. Znajdź sobie jakąś dziewczynę bo ostatnio robisz się strasznie nieznośny. –Teatralnie przewróciła oczami, a jedną ręką  przejechała delikatnie po torsie szefa, zaczynając  bawić się jego krawatem. Pochyliła się delikatnie w jego kierunku, po czym wprost do ucha wyszeptała mu. – Po za tym przestań bawić się w rycerza w pieprzonej lśniącej zbroi, bo nie za bardzo ci to wychodzi.
Odsunęła się delikatnie, po czym powoli zaczęła kierować się ku wyjściu. Uśmiechnęła się sama do siebie. Po raz kolejny udało jej się całkowicie owinąć sobie Jonasa wokół palca.  Przed wyjściem jeszcze odwróciła się w jego stronę. Nie poruszył się nawet o milimetr. Stał tam w dokładnie  takiej samej pozycji, w której go zostawiła, tępo wpatrując się w przestrzeń.
– A co do biurowych romansów, radziłabym ci zainteresować się, czym twoja szanowna sekretarka zajmuje się, kiedy to Eric z księgowości przychodzi do niej w odwiedziny. – Ze stoickim spokojem nacisnęła na klamkę po czym opuściła pomieszczenie.
Jeszcze przez jakiś czas wpatrywał się w drzwi, którymi kilka minut temu wyszła jego asystentka. Nadal opierał się o biurko, w tej samej pozycji w jakiej go zostawiła. Z delikatnie poluzowanym węzłem krawata i nieobecnym spojrzeniem. Sam nie wiedział dlaczego jej nie zatrzymał i pozwolił jej tak bezkarnie opuścić biuro przed czasem. Nie skończyła swojej dzisiejszej działki obowiązków, co więcej nawet nie dobrnęła do połowy. Jednak akurat to nie obchodziło go w żadnym stopniu.
Cały czas zastanawiał się, dlaczego kilka chwil wcześniej pozwolił jej na tak wiele. Dlaczego, kiedy tylko podeszła do niego na dość niebezpieczną odległość, nie potrafił wykrztusić z siebie żadnej sensownej wypowiedzi. Ostatnimi czasy zdołała opanować wszelkie techniki, w doprowadzaniu go do szewskiej pasji i owijaniu go sobie wokół palca. Robiła z nim wszystko co jej się tylko rzewnie podobało, a on nawet  nie potrafił się temu sprzeciwić. Lovato z kolei najczęściej jak tylko mogła wykorzystywała ten fakt przeciwko niemu. I tak było każdego dnia. Ona bawiła się jak tylko mogła, a on nie potrafił zrobić nic, by jej w tym przeszkodzić. Wiedziała, że jest atrakcyjna i pociąga mężczyzn, skrzętnie to wykorzystując. W takich momentach zastanawiał się, czy aby na pewno nie rzuciła ona na niego jakiegoś uroku.  Cholerna wiedźma!

Cholerna, zajebiście seksowna wiedźma…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz