Demi nie czuła się źle. Czuła się tragicznie.
Najpierw nie mogła się doczekać pory lunchu, bo z głodu ssało ją od rana, a gdy
już weszła do bufetu, to nie dość, że rozbolała ją głowa, to jeszcze wszystko
zaczęło jej śmierdzieć. Kawa, sok pomarańczowy, pączki, sałatka owocowa.
Wszystko. Nawet świeżo wyfroterowana posadzka spowodowała u niej odruch
wymiotny. Musiała stamtąd jak najszybciej wyjść, bo inaczej zwymiotowałaby na
miejscu. Teraz trzymała się ściany, bo chyba nie byłaby w stanie iść. W dodatku
bolał ją kręgosłup. I brzuch. I głowa. Ten co powiedział, że drugi trymestr
jest najlepszy, był kompletnym idiotą. Ludzie patrzyli na nią z przerażeniem.
Miała ochotę ich pozagryzać. Gdyby nie to, że strasznie słabo się czuła, to
pewnie by to zrobiła. Pogrzebała chwilę w torebce i wyciągnęła z niej małe
lustereczko. Przejrzała się w nim i od razu tego pożałowała. Była blada jak
ściana. Przypominała wampira, tyle, że brakowało jej ostrych zębów i czerwonych
oczu. W dodatku szumiało jej w uszach, a przed oczami zrobiło się ciemno.
Myślała, że zemdleje, ale ktoś ją podtrzymał. Obejrzała się za siebie i
nieprzytomnym wzrokiem dostrzegła Jake'a prowadzącego ją za ramię do
najbliższego krzesła. Miała świetną okazję, by napluć mu w twarz, za to, co
zrobił jej przyjaciółce, ale nie miała siły ruszyć nawet ręką.
- Dziękuję. - Wymruczała, modląc się, by ten
przeszywający ból głowy zniknął. W dodatku była w wielkim szoku. Wielu idiotów
gapiło się na nią, ale nikt wcześniej nie próbował jej pomóc. A gej-kłamca
okazał się bohaterem. To prawie tak mało prawdopodobne jak to, że ona i Jonas
wybiorą się kiedyś w rejs statkiem.
- Nie ma za co. Przynieść ci wody? - Miał dziwne
wrażenie, że widział ją już gdzieś wcześniej. Jej twarz wydawała mu się
znajoma. Głos też. Tylko nie miał pojęcia skąd.
- Tak, chętnie. - Na szczęście czuła się już trochę
lepiej i czuła, jak na twarzy pojawiają się jej kolorki.
Podszedł do pojemnika z wodą i nalał przezroczystego
płynu do plastikowego kubeczka. Podał go jej, a on za jednym łykiem wypiła całą
zawartość. Siedzieli chwilę w ciszy. Nie wiedział, co ma powiedzieć.
- Już lepiej? - Spytał, widząc, jak prostuje się na
krześle i poprawia sukienkę. Z tego, co słyszał od Court, faceci w firmie, w
większości lecieli na nią. Pewnie gdyby sam był hetero też by się za nią
ślinił, bo niczego jej nie brakowało, a ciąża jedynie dodała jej uroku.
- Tak, o wiele lepiej. - Jonas pewnie wyklinał to,
że znów nie wróciła na czas. Ale miała go gdzieś. Wszystko miała gdzieś.
Najchętniej położyłaby się do łóżka i spała. Wyłączyłaby telefon, włożyła
stopery w uszy i wszyscy mogliby ją pocałować w... nos.
- Który to miesiąc? - Zapytał, patrząc na jej
brzuch. Nie znał się na tym, za bardzo, bo z ciężarnymi nie miał za wiele do
czynienia. Właściwie nie znał żadnej. Żadnej, oprócz niej.
- Piąty. - Nawet całkiem miło jej się z nim
rozmawiało. Był chyba pierwszą osobą, na którą dzisiaj nie warczała. Z samego
rana dostało się jej matce, która zaczęła z tym swoim "jak ja byłam w
ciąży...", co doprowadzało ją do szewskiej pasji, następnie portierowi,
któremu zarzuciła rozsiewanie zarazków, a później to już dostawało się
praktycznie każdemu. - O właśnie się wypiął. - Pokazała miejsce, w którym
pojawiła się mała wypukłość. - I ma czkawkę od rana. To pewnie dlatego, że
wczoraj najadłam się czekolady na noc.
-To chłopiec? - Był tym zafascynowany. Bardzo,
bardzo, bardzo zafascynowany.
- Tak, w czerwcu urodzę synka.
*
Joseph sam nie rozumiał, co się z nim dzieje.
Obserwował, jak Demi w najlepsze rozmawia z tą ciotą i śmieje się zamiast
wracać do swoich zajęć. Powinien być przyzwyczajony do jej zachowania, bo
zdarzało się to nie pierwszy raz, gdy olewała obowiązki, no ale dzisiaj to już
przesadziła. Mieli dużo pracy przed piątkowym zebraniem zarządu, przygotowywał
specjalny trzymiesięczny raport, a do przećwiczenia zostało jeszcze jego przemówienie
na sympozjum dotyczącego rozwoju współczesnej architektury przemysłowej. No i
musi mu pomóc wybrać krawat, bo mimo wszystko gust miała dobry. To asystentka czy kochanka? A po za tym
wyglądała dzisiaj tak... tak ładnie, że nawet pedała takiego, jak Jake mogłaby
przeciągnąć na dobrą stronę mocy. Czyżby
zazdrość, Joey? O ostatniej uwadze wolał zapomnieć. Podszedł do nich
z bojową miną, wyraźnie wkurzony.
- Przepraszam, że przeszkadzam wam w tej uroczej
konwersacji, ale tu się pracuje. - Spojrzał na nich z zawiścią. lustrując od
góry do dołu. - Na ploteczki możecie umówić się później.
- Źle się poczułam, a Jake mi pomógł. -Napady złości
Jonasa nie robiły już na niej najmniejszego wrażenia.
- Jakbyś nie latała za palantami, to miałabyś więcej
czasu na odpoczynek i źle byś się nie czuła. - Taak, na pewno uganiała się za
co raz to nowymi, aż w końcu wzięła się za geja. Nawet jemu nie mogła
odpuścić.
- Najczęściej to ja latam za tobą! - Już podniósł
jej ciśnienie. No nie przeżyłby, gdyby nie rzucił w jej kierunku jakiejś
kąśliwej uwagi.
- Taaak, ciekawe kiedy? - Prychnął złośliwie. Co za
baba! Wiedźma prawdziwa!
- A mam ci przypomnieć, jak...
- To ja wam, nie będę przeszkadzać i rzeczywiście
wrócę do pracy. - Podniósł się, jak najszybciej, by opuścić pole bitwy w
mgnieniu oka. Słyszał legendy o kłótniach Joe'go i Demi, ale do tej pory nie
bardzo w nie wierzył. Teraz był tego świadkiem. I musiał przyznać, że tym razem
biurowe plotki miały w sobie wiele z prawdy.
- ... I przestań się mnie czepiać, Jonas! I tak nie
masz u mnie szans!
Nie zauważyli nawet, że Jake zniknął. Byli tak
pochłonięci sobą, swoją kłótnią, dogryzaniem i rzucaniem dwuznacznych spojrzeń,
że wszystko inne przestało istnieć.
- Ja się ciebie czepiam?! A mam ci
przypomnieć, co się działo na weselu?! - Wolał nie, ale wytrąciła go z
równowagi i musiał wyciągnąć najcięższe działo. Uzyskał pożądany efekt, bo
Lovato zbladła i wciągnęła ze świstem powietrze.
- Och, i tak kiepsko ci to szło! - Założyła ręce na
piersi i odwróciła się do niego plecami. Na jej nieszczęście, ludzie
powyściubiali nosy ze swoich gabinetów.
- Szło, by mi lepiej, gdybyś się tak nie spieszyła!
- Jakoś nie przypominał sobie, by wtedy narzekała. Była raczej zadowolona.
Oboje byli.
- Nie spieszyłam się, tylko chciałam to, jak
najszybciej zakończyć!
- Na jedno wychodzi!
- Złej baletnicy i rąbek u spódnicy przeszkadza,
Jonas! Spójrzmy prawdzie w oczy, kiepski jesteś!
No teraz to przesadziła! Co ona sobie wyobrażała!
Obrażać go w jego prawie własnej firmie! Nie
po raz pierwszy i pewnie nie ostatni.
- Jakoś ci to nie przeszkadzało, gdy...
- Przeszkadzało, ale nie miałam wyboru! Jak się nie
ma co się lubi to się lubi co się ma! - Spojrzała na niego z wyższością i nie
małą satysfakcją. Teraz to ona była górą. Jak zawsze z resztą.
- Już ja ci pokażę, jak się nie ma co się lubi... -
Pociągnął ją za łokieć w stronę swojego gabinetu ku uciesze zaczerwienionych z
podniecenia gapiów. - Zobaczysz!
- Puszczaj mnie, Jonas!
To były ostatnie słowa, które potoczyły się echem po
korytarzu. Później zapanowała cisza.
*
Courtney wyrwana z zamyślenia wygrzebała się zza
biurka i spojrzała na zegarek. Była tak zajęta tym nowym projektem nowego
wieżowca w centrum, że zupełnie straciła rachubę czasu. No ale w końcu to był
jedyny dobry sposób na chwilę spokoju dla jej umęczonego umysłu. Przynajmniej nie
musiała myśleć o gejowskich numerkach i Nicku, który przez cały czas próbował
pokazać jej jak bardzo się zmienił. Na samym początku starała się go ignorować,
by po prostu nie szargać sobie nerwów. Niestety jednak był mały problem. Jonas
miał to do siebie, że nie dawał łatwo o sobie zapomnieć. Przez całe dnie
zatruwał jej życie, skakał wokół i chciał usługiwać na każdym kroku. Powoli
miała go serdecznie dosyć. Dzisiaj już resztkami sił starała się nie wybuchnąć.
Na całe szczęście Robert wysłał go do ratusza w sprawie jakichś formalności, a
ona miała chociaż trochę spokoju. I korzystała z niego najlepiej jak tylko się
dało.
Podeszła do szafki, na której zawsze stał dzbanek
wypełniony czarnym życiodajnym płynem i kiedy miała już napełnić nim swój
ulubiony żółty kubek zza drzwi usłyszała dziwne poruszenie. Mogłaby to
zignorować i po prostu wrócić do pracy. Ale nie chciała by ominęło ją coś
ciekawego. Bo jedno wiedziała na pewno. W RB Company – skupisku wszystkich
największych plotkar Nowego Jorku nigdy
nic nie działo się bez przyczyny. A ona była z natury ciekawską istotą. Taką
samą jak cała reszta biurowych sępów szukających sensacji…
- Co się tutaj dzieje? – Szybko wyszła na korytarz i
zapytała Ashley, siedzącą w recepcji,
która z otwartymi ustami przyglądała się czemuś, jednocześnie piłując
paznokcie. Czasem zastanawiała się jakim cudem miała aż tak podzielną uwagę, by
wykonywać aż dwie rzeczy jednocześnie. W końcu nie potrafiła nawet przefaksować
głupich papierów kiedy było to potrzebne, a ksero stanowiło dla niej zagadkę
już ponad dwa lata.
- Sama sobie
zobacz. – Wskazała pilnikiem w stronę
korytarza prowadzącego do gabinetu wiceprezesa, nadal gapiąc się z takim samym
przejęciem jak przed sekundą.
Courtney spojrzała w tamtym kierunku i sama nie
wiedziała jak się zachować. Z jednej strony otworzyła aż usta ze zdziwienia, z
drugiej zaś miała ochotę roześmiać się jak chora psychicznie. Ta scena wydawała
się jej co najmniej nienaturalna. W końcu przywykła do wydzierania się na całe
biuro, ale na pewno nie do tego.
- No łaaaadnie.
- To chyba nie wymaga dodatkowego komentarza. –
Zaśmiała się cicho i sięgnęła po buteleczkę z wściekło czerwonym lakierem do
paznokci.
- Ale też nic nie oznacza… - patrzyła z oddali jak
jej przyjaciółka z wściekłą miną mocno gestykuluje tuż przy twarzy swojego
szefa, a ten również nie pozostawał jej dłużny. Tyle, że nie wyglądało to na
zwykłą kłótnię. A nawet na pewno nią nie było. Kogo ona próbowała oszukać. Oni
jawnie ze sobą flirtowali. I to biło po oczach z daleka. W takich momentach jak
ten przyznawała w myślach rację Ali. Mimo ze ta dwójka na co dzień zachowywała się jak dwójka rozwydrzonych
przedszkolaków walczących o ulubioną zabawkę.
- No proszę cię… - Greene obdarzyła ją pełnym
dezaprobaty spojrzeniem. – Przecież widać, że nie rozmawiają o jakichś głupich
domkach na zadupiu.
- Chyba masz rację.
- Nawet na pewno. – Wstała i pochyliła się ponad
kontuarem, ostentacyjnie szepcząc jej do ucha. - Nie wiem jak tobie, ale mnie
wygląda to na grę wstępną.
Courtney już miała wyśmiać niedorzeczność wypowiedzi
Ashley, kiedy jak na zawołanie sytuacja w holu kilkanaście metrów dalej obrała
zupełnie nieoczekiwany przez nią przebieg. Z niedowierzaniem przyglądała się,
jak Joe wciąga Demi do gabinetu, a ona jakoś niespecjalnie mu się opiera.
- A nie mówiłam? – Greene wyraziła swój triumf
wyniosłym spojrzeniem.
Court jednak już jej nie słuchała. Niemal pędem
popędziła do pracowni, gdzie zostawiła swoją komórkę i momentalnie wybrała
numer Alice. Po dwóch sygnałach, które wydawały się jej być wiecznością w końcu
odebrała.
- Ali, lepiej usiądź. Zgadnij czego przed chwilą
byłam świadkiem…
Nie
ma to jak te gorące biurowe ploteczki.
świetny rozdział już nie mogę doczekać się kolejnego szkoda że trzeba czekać na niego miesiąc
OdpowiedzUsuńCUDOWNY!♥ :D Ale mogłoby być więcej Demi i Joe :D Czekam na nn ! ♥
OdpowiedzUsuń@sexyvatoo
cudny rozdział i zgadzam się z wcześniejszymi komentarzami już nie mogę się doczekać nn
OdpowiedzUsuńJestem ciekawa co tam w tym gabinecie się dzieje... Czekam na next! Rozdział jest świetny ;)
OdpowiedzUsuńO.O O.M.G. ZABIJĘ CIĘ ZA TA KOŃCÓWKĘ ! JAK ?! No pytam się JAK można tak skończyć rozdział ?! Ja umrę przez to czekanie do następnego z niewiedzy co się stało w tym biurze , gabinecie czy w czymś tam ! Rozdział jest świetny tak jak zawsze i pewnie nie muszę tego pisać , ale ta końcówka .. adfgfasdfghdjkahjkfgskljaf. No nic , muszę jakoś wytrzymać i poczekać. Do następnego ; )
OdpowiedzUsuńPozdrawiam < 3
OMG ciekawi mnie co się stanie w tym gabinecie O.o jejku muszę czekać cały miesiąc :( Czekam na nn z niecierpliwością
OdpowiedzUsuńNo jak tak można? Zostawiać nas w takiej niewiedzy. Czy Joe będzie próbował udowodnić Demi, że nie jest wcale kiepski.... Kiedy do nich dotrze, że żyć bez siebie nie mogą. Super jak zawsze. Czekam na nn. Pozdrawiam M&M
OdpowiedzUsuńw takim momencie skonczyć................ tylko wy ;_; ale rozdzial ogolem zajebisty i co tu gadac :D *-*
OdpowiedzUsuńRozdział jak kazdy inny zajebisty :3 i co tu dużo mówić czekam na rozdział w czerwcu :D
OdpowiedzUsuńHmmmm rozdział jak zawsze zajebisty ;D czekam na następny z niecierpliwością ;]
OdpowiedzUsuńjest już 1 czerwca a rozdziału nie ma , ile każecie mi czekać ? ten blog jest super i proszę dawajcie częściej rozdziały .
OdpowiedzUsuń