Już dawno nie
doprowadziła go do takiego stanu. Nie, nie był zły. Wściekły – to słowo
zdecydowanie bardziej odpowiadało obecnemu stanowi jego psychiki. To musiało
się wreszcie skończyć. Tu i teraz. Nie miał zamiaru nigdy więcej pozwalać
Lovato na obrażanie go przy ludziach. W końcu był człowiekiem, a w dodatku jej
szefem i należała mu się choć odrobina szacunku. Ale jak widać jego asystentka
nie uważała tego za priorytet. Dlatego właśnie musiał coś z tym zrobić.
Trzepnął drzwiami, które zamknęły się z ogromnym hukiem, który zapewne odbił
się echem po pustych korytarzach i słychać go było w całym biurze. Szybko
przekręcił klucz w drzwiach, dalej jedną ręką przytrzymując cały czas
szamotającą się Lovato. Nie chciał zrobić jej krzywdy, tylko po prostu
porozmawiać. Ale ona wybrała opcję walki wręcz, co mimo że niezbyt mu pasowało,
również po części załatwiało sprawę, która z resztą już dawno powinna być
załatwiona. Miał gdzieś, że zapewne większość pracowników stoi teraz pod
drzwiami i nasłuchuje odgłosów wojny.
- Jonas, puść mnie do
jasnej cholery! – Wykrzyczała z jadem, próbując za wszelką cenę wyswobodzić
ramię z jego żelaznego uścisku. Na samą myśl, co mógł robić wcześniej tą obślizgłą
łapą robiło jej się niedobrze. Jeszcze niedawno ci to nie przeszkadzało.
- Nie mam takiego zamiaru…
- Nie mam takiego zamiaru…
- Ty pieprzony
zboczeńcu! – Zaczęła oburzona, zupełnie jakby zrobił cokolwiek zdrożnego. A do
tej pory nie udało mu się nawet dojść do sedna sprawy. Bo Lovato jak zwykle
swoim zachowaniem niczego mu nie ułatwiała.
- Słucham?
- Weź ode mnie te
brudne łapy! – Kolejne żądanie zaznaczyła krzykiem, a on ponownie bez
trudu poradził sobie z jej próbami wyswobodzenia się.
- Taak, a niby dlaczego?
- Bo jak oskarżę cię o molestowanie seksualne, to długo nie zagrzejesz stołka. – Szarpnęła mocno ręką, chcąc uwolnić się z uścisku, ale zamiast tego poczuła nieprzyjemne pieczenie. Miał za dużo siły i stała na z góry przegranej pozycji. Cholera jasna…
- Nie zrobisz tego…
- Uwierz, zrobię. – Uśmiechnęła się kąśliwie. Skoro pragnął wojny, to ją dostanie.
- Nie…
- Przecież mnie znasz. – Zaczęła tym swoim zwycięskim, cholernie irytującym go tonem, który zawsze oznaczał, że osiągnęła to co chciała. Chociaż tym razem ucieszyła się chyba trochę za wcześnie. – Zrobię to, a w dodatku z wielką przyjemnością.
Nie odpowiedział jej. Zamiast wdawać się niepotrzebnie w kolejne bezsensowne dyskusje, które zapewne nie zdziałały za wiele, postanowił przejść do sedna sprawy. Jak widać wiedźma potrzebowała solidnych argumentów. Tym razem postanowił nie dać za wygraną i je okazać. Za dużo razy ulegał, dając jej po prostu cieszyć się zwycięstwem. Ale nie miał zamiaru robić tego więcej. Pociągnął Lovato zdecydowanie w głąb gabinetu, a ona, czy tego chciała, czy nie, musiała ulec jego niekwestionowanej przewadze. Oczywiście dalej szamotała się, nie dając za wygraną i wyklinała go od najgorszych, ale do tego zdołał się już przyzwyczaić. Chociaż nie mógł oprzeć się posłaniu jej pełnego dezaprobaty spojrzenia. W końcu upór w owej sytuacji był prawie śmieszny.
- Zostaw mnie, albo zacznę krzyczeć. – Wysyczała groźnie, kiedy pochwycił jej drugą rękę i przyparł ją do swojego ogromnego, mahoniowego biurka.
Miała dosyć Jonasa, z tym jego idiotycznym uśmieszkiem. Naprawdę nienawidziła patrzeć na jego ucieszoną gębę. W takich momentach jak ten, najchętniej wystrzeliłaby go w kosmos. Była przekonana, że małpa ubrana w luksusowy garnitur i buty z włoskiej skóry byłaby lepszym wiceprezesem od niego. Każdy byłby lepszy. Chyba jednak trochę przesadzasz…
- Oj, Lovato. Przestań zgrywać wiecznie taką świętą dziewicę. – Zbliżył się do niej jeszcze bardziej, zmuszając, by spojrzała mu w oczy. Zamierzał pokazać jej, w jak wielkim była błędzie. Najdobitniej jak tylko się dało. – W końcu oboje doskonale wiemy, że nią nie jesteś…
- Lepsza wieczna dziewica, niż zdesperowany impotent.
- Taaak?
- To oczywiste, Jonas. Nie każ mi się powtarzać. – Pozycja w której się znajdowała zdecydowanie nie należała do najlepszych. Musiała jak najszybciej się stąd wydostać, bo groziła jej klęska. Tym bardziej, że był bardzo blisko, a ona naprawdę lubiła zapach jego wody kolońskiej. No i obiektywnie rzecz biorąc wyglądał dzisiaj nie najgorzej. Naprawdę?
- Oj, Lovato, niegrzeczna z ciebie dziewczynka. – Od ścian sporawego gabinetu odbił się dźwięk jego cholernie irytującego śmiechu. To nie wróżyło bynajmniej nic dobrego.
- Nic ci do tego.
- Doskonale wiesz, że nie masz racji…
Spojrzała na niego zdezorientowanym spojrzeniem, a on już wiedział, że wygrał tę bitwę. Miał jeszcze w zanadrzu kilka asów w rękawie i chciał ukazać jej jak bardzo boli sromotna klęska. Wreszcie miał do tego idealną okazję.
- W końcu powinnaś być uprzejma w stosunku do ludzi, którym jesteś coś winna…
- Jonas, nie przeginaj. – Zdecydowanie starała się go odepchnąć, ale był zbyt silny. I ten dziwny triumfalny uśmieszek. Zupełnie jakby coś planował. Wolała nie myśleć, co ma teraz w tym swoim pustym łbie. Bo zdecydowanie nie zapowiadało się na nic ciekawego. Bynajmniej z jej punktu widzenia. A ona już dawno nie miała faceta tak blisko siebie. Niebezpiecznie.
- Bądź grzeczna, bo jak nie…
- To? – Sama nie mogła w to uwierzyć, ale właśnie flirtowała z największym idiotą we wszechświecie. To zdecydowanie była wina buzujących hormonów. Bo na pewno niczego więcej.
- Nie chcesz tego wiedzieć.
- Wręcz przeciwnie. – Naprawdę nie rozumiała swojego postępowania. Ale czasem chyba miała w końcu prawo do chwili zapomnienia i dobrej zabawy. Nawet jeżeli właśnie przedrzeźniała się z oślizgłym Jonasem. Jak widać była bardzo zdesperowana. A on zdecydowanie zbyt blisko niej. – Skoro już zacząłeś, to skończ jak należy…
- Jest tylko jeden warunek. – Wyszeptał jej wprost do ucha. Jedną ręką oparł się o blat biurka, zmniejszając odległość między nimi do zera, drugą zaś umiejscowił na jej talii, delikatnie gładząc po obcisłym materiale jej sukienki. Kątem oka zauważył jak jego asystentka przymyka powieki i już wiedział, że jest jego. Bezapelacyjnie. Teraz tylko zostało zaprezentować swoją siłę. – Przyznaj, że wtedy na weselu ci się cholernie podobało. Widziałem to…
- Nawet jeżeli sobie to wmówisz, to nie zmienisz rzeczywistości, Jonas. – Starała się na zdecydowany ton, ale niewiele z tego wyszło.
- Jesteś kiepską aktorką.
- A ty skończonym idiotą.
- Naprawdę? – Po raz kolejny użył tego zazwyczaj rozbrajającego płeć przeciwną tonu i zaczął muskać nosem szyję Lovato. Rękę z jej biodra przesunął na udo, splątując jej palce ze swoimi. Nie sprzeciwiła mu się. Nie spodziewał się, że pójdzie tak łatwo. – Oboje wiemy, że wcale tak nie myślisz…
- Tak.
- Zdecydowanie nie.
- Myślę. – Kolejny raz odrzekła, po chwili zawahania. Tym razem jednak łagodniejszym tonem. Był tak blisko, że miała problemy z koncentracją. Z jednej strony pragnęła uderzyć go w twarz za to cholernie nieprofesjonalne zachowanie i zwyzywać od najgorszych, z drugiej jednak nie chciała by przerywał.
- Nadal? – Postanowił posunąć się o krok dalej. Powoli i niespiesznie zaczął muskać ustami każdy milimetr jej szyi. Wiedział, że jej się podobało. Bo zamiast go odepchnąć pozwalała mu na coraz więcej. A jemu z każdą kolejna sekundą również podobało się bardziej. Bo jej skóra była tak przyjemnie gładka i ciepła. A do tego pachniała truskawkami. Uwielbiał truskawki. Teraz jednak jego myśli skupione były tylko na jednej rzeczy. Wargami nadal delikatnie wyznaczał ognistą ścieżkę obecnie na linii szczęk Lovato i z satysfakcją odnotował fakt, że widocznie jej się podobało. W całkowitej ciszy, z zamkniętymi oczyma czekała na jego dalsze poczynania. Zdecydowanie łatwo osiągnął zamierzony cel. Szybciej niż sobie to zakładał.
- Nie przestawaj… - sama nie wierzyła w sens słów, które kilka sekund wcześniej wypłynęły z jej ust. Właśnie poprosiła Jonasa o więcej. Błagała. Bo naprawdę tego chciała. Tylko teraz, przez chwilę. Nie myślała nawet, jakim wielkim jest dupkiem i bezmyślnym idiotą. Liczyło się tylko to, jak przyjemnie ją teraz dotykał. Nic więcej.
- Lovato. – Zaczął, wpatrując się w nią przenikliwie. Uśmiechnął się. Dalej miała przymknięte powieki i delikatny uśmiech wymalowany na twarzy. Zdecydowanie jej się podobało. A on miał ochotę ją pocałować. Zamiast tego musnął delikatnie policzek, a jedną ręką przejechał od jej talii, docierając aż do samego krańca jej sukienki. Czuł jak pod wpływem jego dotyku wiedźma wzdryga się delikatnie. – Życzę miłego dnia.
I wyszedł. Zostawił ją tak zupełnie oderwaną od rzeczywistości, czekającą na ciąg dalszy, na który z resztą miała cholerną ochotę.
- Taak, a niby dlaczego?
- Bo jak oskarżę cię o molestowanie seksualne, to długo nie zagrzejesz stołka. – Szarpnęła mocno ręką, chcąc uwolnić się z uścisku, ale zamiast tego poczuła nieprzyjemne pieczenie. Miał za dużo siły i stała na z góry przegranej pozycji. Cholera jasna…
- Nie zrobisz tego…
- Uwierz, zrobię. – Uśmiechnęła się kąśliwie. Skoro pragnął wojny, to ją dostanie.
- Nie…
- Przecież mnie znasz. – Zaczęła tym swoim zwycięskim, cholernie irytującym go tonem, który zawsze oznaczał, że osiągnęła to co chciała. Chociaż tym razem ucieszyła się chyba trochę za wcześnie. – Zrobię to, a w dodatku z wielką przyjemnością.
Nie odpowiedział jej. Zamiast wdawać się niepotrzebnie w kolejne bezsensowne dyskusje, które zapewne nie zdziałały za wiele, postanowił przejść do sedna sprawy. Jak widać wiedźma potrzebowała solidnych argumentów. Tym razem postanowił nie dać za wygraną i je okazać. Za dużo razy ulegał, dając jej po prostu cieszyć się zwycięstwem. Ale nie miał zamiaru robić tego więcej. Pociągnął Lovato zdecydowanie w głąb gabinetu, a ona, czy tego chciała, czy nie, musiała ulec jego niekwestionowanej przewadze. Oczywiście dalej szamotała się, nie dając za wygraną i wyklinała go od najgorszych, ale do tego zdołał się już przyzwyczaić. Chociaż nie mógł oprzeć się posłaniu jej pełnego dezaprobaty spojrzenia. W końcu upór w owej sytuacji był prawie śmieszny.
- Zostaw mnie, albo zacznę krzyczeć. – Wysyczała groźnie, kiedy pochwycił jej drugą rękę i przyparł ją do swojego ogromnego, mahoniowego biurka.
Miała dosyć Jonasa, z tym jego idiotycznym uśmieszkiem. Naprawdę nienawidziła patrzeć na jego ucieszoną gębę. W takich momentach jak ten, najchętniej wystrzeliłaby go w kosmos. Była przekonana, że małpa ubrana w luksusowy garnitur i buty z włoskiej skóry byłaby lepszym wiceprezesem od niego. Każdy byłby lepszy. Chyba jednak trochę przesadzasz…
- Oj, Lovato. Przestań zgrywać wiecznie taką świętą dziewicę. – Zbliżył się do niej jeszcze bardziej, zmuszając, by spojrzała mu w oczy. Zamierzał pokazać jej, w jak wielkim była błędzie. Najdobitniej jak tylko się dało. – W końcu oboje doskonale wiemy, że nią nie jesteś…
- Lepsza wieczna dziewica, niż zdesperowany impotent.
- Taaak?
- To oczywiste, Jonas. Nie każ mi się powtarzać. – Pozycja w której się znajdowała zdecydowanie nie należała do najlepszych. Musiała jak najszybciej się stąd wydostać, bo groziła jej klęska. Tym bardziej, że był bardzo blisko, a ona naprawdę lubiła zapach jego wody kolońskiej. No i obiektywnie rzecz biorąc wyglądał dzisiaj nie najgorzej. Naprawdę?
- Oj, Lovato, niegrzeczna z ciebie dziewczynka. – Od ścian sporawego gabinetu odbił się dźwięk jego cholernie irytującego śmiechu. To nie wróżyło bynajmniej nic dobrego.
- Nic ci do tego.
- Doskonale wiesz, że nie masz racji…
Spojrzała na niego zdezorientowanym spojrzeniem, a on już wiedział, że wygrał tę bitwę. Miał jeszcze w zanadrzu kilka asów w rękawie i chciał ukazać jej jak bardzo boli sromotna klęska. Wreszcie miał do tego idealną okazję.
- W końcu powinnaś być uprzejma w stosunku do ludzi, którym jesteś coś winna…
- Jonas, nie przeginaj. – Zdecydowanie starała się go odepchnąć, ale był zbyt silny. I ten dziwny triumfalny uśmieszek. Zupełnie jakby coś planował. Wolała nie myśleć, co ma teraz w tym swoim pustym łbie. Bo zdecydowanie nie zapowiadało się na nic ciekawego. Bynajmniej z jej punktu widzenia. A ona już dawno nie miała faceta tak blisko siebie. Niebezpiecznie.
- Bądź grzeczna, bo jak nie…
- To? – Sama nie mogła w to uwierzyć, ale właśnie flirtowała z największym idiotą we wszechświecie. To zdecydowanie była wina buzujących hormonów. Bo na pewno niczego więcej.
- Nie chcesz tego wiedzieć.
- Wręcz przeciwnie. – Naprawdę nie rozumiała swojego postępowania. Ale czasem chyba miała w końcu prawo do chwili zapomnienia i dobrej zabawy. Nawet jeżeli właśnie przedrzeźniała się z oślizgłym Jonasem. Jak widać była bardzo zdesperowana. A on zdecydowanie zbyt blisko niej. – Skoro już zacząłeś, to skończ jak należy…
- Jest tylko jeden warunek. – Wyszeptał jej wprost do ucha. Jedną ręką oparł się o blat biurka, zmniejszając odległość między nimi do zera, drugą zaś umiejscowił na jej talii, delikatnie gładząc po obcisłym materiale jej sukienki. Kątem oka zauważył jak jego asystentka przymyka powieki i już wiedział, że jest jego. Bezapelacyjnie. Teraz tylko zostało zaprezentować swoją siłę. – Przyznaj, że wtedy na weselu ci się cholernie podobało. Widziałem to…
- Nawet jeżeli sobie to wmówisz, to nie zmienisz rzeczywistości, Jonas. – Starała się na zdecydowany ton, ale niewiele z tego wyszło.
- Jesteś kiepską aktorką.
- A ty skończonym idiotą.
- Naprawdę? – Po raz kolejny użył tego zazwyczaj rozbrajającego płeć przeciwną tonu i zaczął muskać nosem szyję Lovato. Rękę z jej biodra przesunął na udo, splątując jej palce ze swoimi. Nie sprzeciwiła mu się. Nie spodziewał się, że pójdzie tak łatwo. – Oboje wiemy, że wcale tak nie myślisz…
- Tak.
- Zdecydowanie nie.
- Myślę. – Kolejny raz odrzekła, po chwili zawahania. Tym razem jednak łagodniejszym tonem. Był tak blisko, że miała problemy z koncentracją. Z jednej strony pragnęła uderzyć go w twarz za to cholernie nieprofesjonalne zachowanie i zwyzywać od najgorszych, z drugiej jednak nie chciała by przerywał.
- Nadal? – Postanowił posunąć się o krok dalej. Powoli i niespiesznie zaczął muskać ustami każdy milimetr jej szyi. Wiedział, że jej się podobało. Bo zamiast go odepchnąć pozwalała mu na coraz więcej. A jemu z każdą kolejna sekundą również podobało się bardziej. Bo jej skóra była tak przyjemnie gładka i ciepła. A do tego pachniała truskawkami. Uwielbiał truskawki. Teraz jednak jego myśli skupione były tylko na jednej rzeczy. Wargami nadal delikatnie wyznaczał ognistą ścieżkę obecnie na linii szczęk Lovato i z satysfakcją odnotował fakt, że widocznie jej się podobało. W całkowitej ciszy, z zamkniętymi oczyma czekała na jego dalsze poczynania. Zdecydowanie łatwo osiągnął zamierzony cel. Szybciej niż sobie to zakładał.
- Nie przestawaj… - sama nie wierzyła w sens słów, które kilka sekund wcześniej wypłynęły z jej ust. Właśnie poprosiła Jonasa o więcej. Błagała. Bo naprawdę tego chciała. Tylko teraz, przez chwilę. Nie myślała nawet, jakim wielkim jest dupkiem i bezmyślnym idiotą. Liczyło się tylko to, jak przyjemnie ją teraz dotykał. Nic więcej.
- Lovato. – Zaczął, wpatrując się w nią przenikliwie. Uśmiechnął się. Dalej miała przymknięte powieki i delikatny uśmiech wymalowany na twarzy. Zdecydowanie jej się podobało. A on miał ochotę ją pocałować. Zamiast tego musnął delikatnie policzek, a jedną ręką przejechał od jej talii, docierając aż do samego krańca jej sukienki. Czuł jak pod wpływem jego dotyku wiedźma wzdryga się delikatnie. – Życzę miłego dnia.
I wyszedł. Zostawił ją tak zupełnie oderwaną od rzeczywistości, czekającą na ciąg dalszy, na który z resztą miała cholerną ochotę.
To chyba jednak nie jest całkowicie normalne…
*
Kevin od samego rana robił co tylko mógł, aby na twarzy Alice znów zagościł ten uśmiech, który tak uwielbiał. Jakimś cudem załatwił stolik w jej ulubionej restauracji, chociaż wcale nie było to łatwe. Na całe szczęście ponad półgodzinne błagania znajomego kelnera przyniosły wymierny skutek. Przez cały wieczór zasypywał ją ciekawymi historiami, opowiadał żarty i niezliczoną ilość razy mówił jak bardzo ją kocha. Ali jednak nie podzielała jego entuzjazmu. Choć naprawdę bardzo się starał. A kiedy tuż po zjedzonej kolacji poprosiła go by wyszli, zrezygnowany kiwnął twierdząco głową. Cóż więcej mógł zrobić, podczas gdy ona cały czas nieobecna i smutna, myślami krążyła gdzieś bardzo daleko. Było już dobrze po dwudziestej drugiej, a oni spacerowali powoli coraz bardziej opustoszałymi alejkami Central Parku. Wiedział, jak kochała tutaj przychodzić, dlatego myślał, że taka wycieczka chociaż trochę oderwie jej myśli od drażliwego tematu. Jednak po raz kolejny z marnym skutkiem, mimo że wieczór był naprawdę piękny i w normalnych okolicznościach jego żona zapewne nie chciałaby wracać do domu przynajmniej do północy.
- Al, rozchmurz się chociaż na chwilę. – Bagał ją po raz kolejny dzisiejszego dnia.
- Przepraszam, mówiłeś coś? – Wyszeptała, wyrwana z głębokiego zamyślenia. Wiedziała, ze dzisiaj była mężowi kulą u nogi, ale nie miała nastroju do zabawy. Nie po kolejnej porażce, którą odnotowała dzisiejszego ranka, patrząc na znów negatywny wynik testu ciążowego. Naprawdę myślała, że tym razem im się udało. Rozpoznała u siebie nawet kilka wymownych objawów potwierdzających jej tezę, ale brak drugiej kreski na plastikowym urządzeniu odarł ją ze złudzeń.
- Kochanie, to naprawdę nie jest koniec świata. – Pogłaskał kciukiem wnętrze jej dłoni, a ona posłała mu tylko wymuszony uśmiech. Zdecydowanie nie tak powinna wyglądać szczęśliwa świeżo upieczona żona. Cóż za spostrzegawczość…
- Ale też nic przyjemnego. - Odpowiedziała zgodnie z prawdą. Chociaż zdawała sobie sprawę, że wszystko przed nimi, to sam fakt tej porażki mocno ją zdeprymował.
- Nie wszystko udaje się za pierwszym razem. - Przystanął na chwilę i ujał jedną ręką podbródek Al, zmuszając ją by spojrzała mu prosto w oczy. Dzisiejszego dnia zdążył powiedzieć jej to już kilkanaście razy, a ona mimo wszystko dalej zapierała się przy swoim. - Za miesiąc na pewno się uda, a wtedy będziesz skakała z radości.
- Ale...
- Bez żadnego ale. - Popatrzył na nią karcąco, po czym pocałował ją w czoło, a ona wtuliła się ufnie w jego ramiona, oddychając miarowo. Alice naprawdę była ciężkim i cholernie upartym przypadkiem. Mimo że wykorzystał już chyba wszystkie możliwe argumenty. - Zmarzłaś. - Stwierdził, dotykając jej chłodnego policzka, po czym ponownie złapał ją za rękę.
- Troszeczkę.
- Bardzo. - Popatrzył na jej czerwony od mrozu nos i nie potrfił się nie uśmiechnąć. - Wracajmy już do domu. - Naprawdę słodko wyglądała, ale nie chciał by przez następny tydzień umierała na grypę albo jakieś inne wstrętne choróbsko.
- Muuuusimy? - Przeciągała głoski jak mała dziewczynka, kóra za wszelką cenę stara się namówić rodziców na kolejną niepotrzebną zabawkę. Ale jakoś nie specjalnie marzyła o powrocie do domu, gdzie w jednym z nieużywanych zagraconych pokoi stało puste dziecięce łóżeczko, które nie tak dawno kupili. To tylko wzmagało poczucie zawodu.
- Tak. - Odpowiedział uśmiechając się w jej kierunku. Naprawdę rzadko jej odmawaiał, ale prawdę powiedziawszy sam powoli również miał dosyć tego przenikliwego mrozu.
Przez dłuższą chwilę spacerowali w ciszy, rozglądając się wokół. Palce splątane mieli w delikatnym uścisku, ale nic po za tym. Kevin wiedział, że Alice nie paliła się dzisiaj zbytio do rozmowy, więc nie chciał dodatkowo jej męczyć. Zamiast tego przyglądał się najbliższej okolicy, którą znał prawie na pamięć. Jednak wszystko było lepsze od tej cholernej ciszy. Z kolei jego żona dalej zdawała się być w zupełnie innym świecie i z nieobecnym wzrokiem pozwalała prowadzić się bezwiednie. Już myślał, że pozostałe trzy przecznice dzielące ich od apartamentowca upłyną w owej nieznośnej ciszy, kiedy w końcu odezwała się do niego.
- Kev powiedz mi, dlaczego życie jest tak cholernie niesprawiedliwe? - To pytanie nie dawało jej spokoju już od dłuższego czasu. I chociaż wcześniej nie powiedziała tego na głos, to teraz uznała za słuszne podzielenie się swoimi wątpliwościami z mężem.
- Masz coś konkretnego na myśli?
- Głupiutkie dziewczynki i kobiety, które nigdy nie planowały rodziny tak bezproblemowo zachodzą w ciąże, a takie którym bardzo na tym zależy, bardzo często mają problemy. - Nie, wcale nie był to przytyk w stronę Demi. Po prostu uważała całą ta sytuację za delikatnie niesprawiedliwą. Nawet jeżeli poprzez takie właśnie myślenie wychodziła na kompletną egoistkę. Naprawdę chciała tego dziecka.
- Ali nam na pewno się uda... - Chciał kontynuować, jednak ona przerwała mu wpół słowa.
- Tego nie możesz wiedzieć.
- Mogę i wiem. - Uśmiechnął się będąc całkowicie pewien wypowiedzianych przez siebie słów. Zdecydowanie nie wyobrażał sobie innego scenariusza, niż gromadki małych potworków co rano wskakujących im do łóżka i urządzających koncerty. Po prostu nie dopuszczał do siebie innej myśli.
- To niemożliwe.
- Zdaj się na moją
intuicję. - Uśmiechnął się do niej szelmowsko i z satysfakcją odnotował, że po
raz pierwszy dzisiejszego dnia na jej twarzy zagościło zadowolenie. Naprawdę ucieszył
go ten maleńki sukces, nad którym tyle się pracował. - Tak więc jaki kolor
życzysz sobie do pokoju dla naszego przyszłego potomka?
- Jesteś kompletnym wariatem, wiesz?
- Wiem, ale za to właśnie mnie kochasz. - W odpowiedzi jedynie pocałowała go przelotnie w usta i z uśmiechem na ustach odnotowała, że lepiej trafić nie mogła.
- Jesteś kompletnym wariatem, wiesz?
- Wiem, ale za to właśnie mnie kochasz. - W odpowiedzi jedynie pocałowała go przelotnie w usta i z uśmiechem na ustach odnotowała, że lepiej trafić nie mogła.
Bajki nie zawsze jednak mają szczęśliwe zakończenia...
No jak mogłaś , się pytam jak , przerwać im w takiej sytuacji i nie ciągnąc tego dalej ? :C
OdpowiedzUsuńJeeeeeeest ! <3 No ja tak blisko było , ale tym razem Joe wykiwał Demi :D Ciekawa jestem jak Demi zareaguje jak się ocknie XD CZEKAM NA NOWY W LIPCU :C <3 / @Wikaaaax3
OdpowiedzUsuńdlaczego przerwałaś w takiej sytuacji już miałam nadzieje że on ją pocałuje a tu nic z tego już nie mogę się doczekać następnego mam nadzieje że Alice zajdzie w ciąże
OdpowiedzUsuńno to jej dopiekł hahah, odegrał się za wszystkie upokorzenia z nawiązką :D Nawet nie chce sobie wyobrażać co ona mu zrobi jak już wyjdzie z tego amoku... tak bardzo chcę więcej ;_; Jak Demi xD mój ulubiony blog nanaana <33 A Ali i Kev... matko jakie to słodkie sdfghjkjhgbfv, aż się boję co im zrobicie ;c
OdpowiedzUsuńPozdrawiam <3
Ali ma rację... Demi nie chciała dziecka a jest w ciąży, a ona pragnie o dziecku i nie może zajść w ciąże... biedna i wcale nie jest egoistką
OdpowiedzUsuńco do Joego i Demi, podobało mi się :D najbardziej na końcu jak wyszedł z gabinetu;p
czekam na kolejny :)
@musia91
Ali ma rację... z jednej strony.... z drugiej... może ta ciąża będzie dla Dems jakimś punktem zwrotnym w życiu? A zawsze przecież istnieje coś takiego jak adopcja...
OdpowiedzUsuńOj Joe, Joe.. przestańcie bawić się w kotka i myszkę!
Czekam na next!
Hahahaha to ją Joe wykiwał xd. Świetny rozdział :D Już sie nie mogę doczekać następnego rozdziału i reakcji Dem na to wszystko :D Coś czuję, że nie ujdzie mu to płazem xdd. Już się nie mogę doczekać nn (:
OdpowiedzUsuńsuper xddd szkoda tylko ze na nastepny rozdział trzeba czekć miesiąc. M I E S I A C. i to w takim momencie...oh
OdpowiedzUsuńRozdział jak każdy - świetny. Jednak mało Jemi jak zawsze i nie ma nic o Courtney i Nicku. Ale nie marudzę i czekam na kolejny. Aż mnie skręca, żeby przeczytać już reakcję Demi jak otrząśnie się z tego czegoś. No nic czekam i pozdrawiam. M&M
OdpowiedzUsuńOMG ja dopiero teraz dowiedziałam się o rozdziale. OMG co ten Jonas robi? Uuuuu ciekawe co będzie dalej pomiędzy nimi. Czułam tą namiętność. Ciekawe czy nie będzie pomiędzy nimi romansu. Czekam na następny. Już w wakacje :D
OdpowiedzUsuńMam nadzieje że synek Demi będzie również synem Joego.
OdpowiedzUsuńTen facet który wyszedł od nie kiedy spała niech to będzie Joe.