wtorek, 1 października 2013

28. "Myślę, że dzisiaj mam ochotę zacząć od deseru."

Demi przeklęła głośno własną głupotę. Myślała, że pomalowanie ścian w pokoju synka będzie łatwiejszym zajęciem, ale okazało się zupełnie odwrotnie. Zabrała się za zadanie przekraczające możliwości ciężarnej kobiety. Jednak nic innego nie mogła zrobić. Na zatrudnienie ekipy remontowej nie było jej stać, a nie miała w swoim otoczeniu żadnego faceta, który by jej pomógł w tym przedsięwzięciu. Mogła, co prawda poprosić Kevina lub Nicka, ale nie chciała obciążać ich swoimi problemami i sprawami. Dlatego też teraz sama męczyła się z wałkiem do malowania, który, jak na złość nie chciał z nią współpracować. Po za tym, jasnoniebieska farba, mająca być, według sprzedawcy i producenta ekologiczną i nieszkodliwą, pachniała tak okropnie, że po piętnastu minutach spędzonych w jej oparach zaczęła mieć mdłości, co nie zdarzyło jej się od końca pierwszego trymestru. W pewnym momencie myślała, że zemdleje. Uratowało ją jedynie to, że usiadła na chwilę i wzięła kilka głębokich wdechów. Nie wspominała już nawet o bólu kręgosłupa, brzucha i nóg. Była w stanie znieść wszystko, byle tylko jej synek, mógł spać w czystym i odnowionym pokoju. Zasługiwał na to po miesiącach spędzonych w jej brzuchu. 
- Zobaczysz, skarbie, wszystko będzie wyglądało idealnie... - Machnęła kilka razy wałkiem i pogłaskała się czule po brzuchu. Lubiła do niego mówić. Mieli już nawet taką tradycję wieczorem, że opowiadała mu, jak minął im dzień i co Jonas nawywijał. W końcu musiała go ze wszystkim zaznajomić. I chociaż dogadywała się z nim ostatnio nie najgorzej, to jednak lubiła mówić swojemu synkowi, jak to źle dobrał krawat do koszuli lub jaką śmieszną minę zrobił. - A jak przywiozą nam szafę, to poprasuję i poukładam wszystkie twoje ubranka na swoje miejsce, żeby się nie niszczyły... No i przydałaby się jeszcze jakaś przytulanka... Może ten miś z kołysanką, którego widzieliśmy w sklepie, pamiętasz?  Na pewno pamiętasz, bo pamięć z pewnością odziedziczyłeś po mnie. - Odstawiła swoje narzędzie pracy i złapała się za plecy. - No ale teraz mamusia musi chwilę odpocząć.  
Wyszła z pokoju, gdy złapał ją mocny skurcz. Przytrzymała się komody, stojącej w korytarzu, gdy poleciały z jej oczu pierwsze łzy. Często bolał ją brzuch, ale nigdy tak mocno. Nie była w stanie się ruszyć, bo każdy kolejny ruch powodował kolejny skurcz. Miała wrażenie, że zaraz urodzi. Spróbowała się na chwilę wyprostować, ale wtedy przyszła następna fala, jeszcze gorsza od poprzedniej. Błagała w duchu, by to jeszcze nie było to, bo działo się zdecydowanie za wcześnie.  
- Chcesz już wyjść, kochanie? Jeszcze nie możesz, poczekaj troszkę, aż mamusia dokończy remont i kupi ci wszystko, co potrzeba. - Złapała się za podbrzusze i delikatnie, krok po kroczku, spróbowała doczołgać do sypialni. Jakoś jej się to udało, choć trwało wieczność. Położyła się na łóżku i na szafce nocnej odszukała telefon. Szybko wybrała numer Al, modląc się, by ta odebrała. - Cholera, Al, co się z tobą dzieje? - Jak na złość, działo się inaczej, choć dzwoniła do niej kilka razy. Zrezygnowana, westchnęła, próbując skoncentrować się na czymś innym niż przerażający ból. - Ciocia Ali nie odbiera, to może chociaż do cioci Court się dodzwonimy. - Ponownie nacisnęła zieloną słuchawkę, ale pomimo sygnału, po drugiej stronie nikt się nie odezwał. Ponowiła czynność kilka razy, niestety z takim samym rezultatem.  
Odłożyła komórkę i zaczęła ryczeć. Dwie najbliższe jej osoby w Nowym Jorku, nie odbierały i nie wiedziały, że umiera i że być może jej synek... Nie, tak nie mogła myśleć, nie mogła do siebie w ogóle dopuszczać takich myśli, wszystko będzie dobrze, tylko musi wziąć się w garść. 
Minuty mijały, a ona czuła się co raz gorzej. Wykonała jeszcze kilka telefonów do swoich przyjaciółek, ale bezskutecznie. Obiecała sobie, że kiedyś też je tak załatwi. Klęła w duchu, bo tak źle w tej ciąży się jeszcze nie czuła. By o tym nie myśleć, wodziła oczami po pokoju, aż jej wzrok zatrzymał się na stoliku, na którym leżała umowa, której Jonas nie zdążył podpisać. I wtedy do głowy przyszło jej rozwiązanie, które by wyeliminowała, gdyby nie było takiej potrzeby. Ale tu chodziło o jej synka i musiała działać szybko. Ponownie chwyciła za telefon i ponownie wykręciła numer. Tym razem Jonasa 


* 


Ali odwróciła głowę w kierunku szyby i oparła o nią policzek. Kilka łez spłynęło po jej policzkach. Odkąd opuścili tą pieprzoną klinikę, nie odezwali się do siebie nawet słowem. Nie była w stanie wydusić z siebie ani jednego, pojedynczego słowa, a co dopiero prowadzić jakąkolwiek konwersację. Cały czas odtwarzała w głowie przebieg spotkania z lekarzem, jakby to mogło coś zmienić. Weszli razem z Kevinem do jego gabinetu, pełni nadziei, oczekując samych dobrych wieści, bo nic innego nie przechodziło im przez myśl. Zwłaszcza jej mężowi. Trzymał ją za rękę i dodawał otuchy, żartując, że po tej wizycie to już na pewno zmotywują swojego maluszka, by pojawił się między nimi. Niestety szybko minął ten dobry nastrój. Poznała to po minie lekarza. Później do jej obaw i domysłów doszło potwierdzenie w formie jego słów. Nie mogli mieć dzieci. Myślała, że zemdleje, kiedy wypowiedział te słowa. Czuła się tak, jakby stała z boku i tylko patrzyła na tą scenę, gdzie dwójce kochających się i pragnących stworzyć rodzinę, ludzi, załamuje się cały świat. Nie wiele rozumiała z tego, co potem do nich mówił. Wyłapywała poszczególne wyrazy, jak to, że to Kevin ma bardzo słabą armię i to po jego stronie leży problem. Nie chciała nazywać tego winą i nie chciała, żeby się tak czuł. Bo nie był za nic winny, choć sam chyba uważał inaczej. Miała zamiar zrobić wszystko, by wybić mu to z głowy. Bardzo go teraz potrzebowała i wiedziała, że on jej też.  
Odwróciła twarz w jego stronę i zobaczyła, jak, skupiony na drodze, sztywno trzyma kierownicę. Próbowała pogłaskać go po policzku, ale szybko się od niej odsunął. Zaskoczyło ją to. Zazwyczaj, gdy był wściekły, jej dotyk działał na niego kojąco i sam go szukał, a nie jeszcze unikał.  
Czekała na jakąkolwiek reakcję z jego strony, ale zdawał się jej nie zauważać. Powróciła więc do swojej poprzedniej pozycji, mając nadzieję, że w domu będzie już lepiej. 
Cały czas klął w myślach ze swojej bezsilności. Był chory. Bezpłodny, a co najgorsze, nic nie mógł z tym zrobić. Nie tak miało wyglądać ich życie po ślubie. Wszystko miało toczyć się, jak w bajce. Mieli stworzyć szczęśliwą rodzinę, razem z ich hałaśliwą gromadką, która szybko by się powiększała. Niestety przez niego nie będzie to możliwe. A najmocniej bolało go to, że zawiódł Ali i zniszczył jej marzenia. Wiedział, jak strasznie chciała być mamą, jak reagowała na dzieci i z jakim namaszczeniem kompletowała kolejne elementy niemowlęcej wyprawki. Z pewnością czuła się zraniona i oszukana przez niego. Nawet jeśli mu tego nie okazywała, to tylko z litości. A ostatnie czego chciał to, to by okazywała mu litość.  
Jego przemyślenia przerwał dzwoniący telefon. Nie był zbyt chętny do rozmów, ale gdy zobaczył na wyświetlaczu, że to z kancelarii, odebrał od razu. 
- Cześć, tak właśnie wracam do domu. - Odpowiedział niezbyt przyjemnym tonem. - Nie, nic się nie stało. - Oprócz tego, że z Ali nie mogli mieć dzieci i to z jego winy, dodał w myślach. - Nie ma sprawy, zajmę się tym jeszcze dzisiaj. - Cieszył się, że ma co robić, bo chyba by zwariował, gdyby dalej miał się zadręczać myślami. - Do jutra. - Rozłączył się i pogłosił radio.  
Nie wiedziała czy ma się do niego odezwać czy nie. Po raz pierwszy, odkąd byli razem, nie potrafiła do niego trafić. Chciała coś powiedzieć, ale w końcu zrezygnowała. Kolejna porcja łez zalała jej policzki.




Dojechali na miejsce w zupełnej ciszy. Wysiadła z samochodu, zaskoczona, że na nią nie poczekał, tylko przyspieszył kroku, idąc przed nią. Nigdy by się tego po nim nie spodziewała. Wiedziała, że był zły. Czuła to, ale nie powinien jej odtrącać w momencie, w którym jedyne o czym marzyło to przytulić się do niego, zasnąć i zapomnieć na moment o tym, co się stało.  
- Pewnie jesteś głodny, zaraz zrobię coś do jedzenia. - Odezwała się do niego po raz pierwszy od momentu opuszczenia kliniki, gdy przekroczyli próg swojego apartamentu. Była zmęczona, ale musiała z nim porozmawiać, nawet o takiej drobnostce, jak przygotowanie kolacji. 
- Właściwie to nie, mam sporo pracy i nie chcę marnować czasu. - Odpowiedział jej chłodno i nim zdążyła cokolwiek odpowiedzieć, zniknął za drzwiami swojego małego gabinetu.  
Usłyszała jedynie dźwięk przekręcanego zamka. Zostawił ją zupełnie samą. Uciekł przed nią i schował się, jakby nie miał ochoty na przebywanie w jej towarzystwie. Miała jeszcze nadzieję, że wyjdzie. Czekała dłuższą chwilę, ale nie otworzył, więc zrezygnowana zawędrowała do kuchni.  
Otworzyła lodówkę, jednak wcale nie była głodna. Wszystko przez ogromną gulę, która chyba na dobre zadomowiła się w jej gardle i nie chciała odpuścić. Wzięła tylko butelkę wytrawnego wina, by spędzić z nią swój wieczór i jak najszybciej pragnęła znaleźć się w sypialni.  
Przechodząc przez korytarz nie mogła nie spojrzeć na uchylone drzwi od dziecięcego pokoiku. Na nowiutkie łóżeczko, które wciąż czekało na swojego właściciela, ubranka poukładane na szafkach, wielkiego, białego misia, którego z Kevinem kupili we Florencji. Wszystko z myślą o ich wymarzonym i wyczekanym potomku, którego przez niesprawiedliwość losu nie mogli mieć.  
Nie mogła dłużej znieść tego widoku, więc odeszła wprost do sypialni, gdzie od razu usiadła na łóżku, teraz sprawiającego wrażenie za wielkiego dla niej samej. Okryła się kocem i nalała wino do kieliszka. Wypiła całość duszkiem, ale gdy zobaczyła, że nie przyniosło to ukojenia, powtórzyła czynność kilka razy aż w końcu zasnęła, wreszcie nie myśląc o tym o czym nie chciała myśleć.  


* 


Nick wtoczył się jakimś cudem do przedpokoju, nogą domykając frontowe drzwi. Z nieukrywaną ulgą odstawił ogromne pudło wypełnione po brzegi jego najróżniejszymi szpargałami. Wyprostował się, rozmasował obolałe plecy, po czym odpiął guzik od kołnierzyka koszuli, który zdawał się być jeszcze ciaśniejszy niż zwykle. Zawsze myślał, że ma dobrą kondycję, jednak wniesienie tych kilkunastu pudeł i walizek na dwudzieste piętro pomimo obecności windy dało mu porządnie w kość. Mimo wszystko nie opuszczał go dobry humor. 
- To już wszystkie? - Courtney wychyliła się z kuchni, obdarzając go figlarnym uśmiechem. Miała na sobie tylko króciutki czarny satynowy szlafroczek sięgający jej do połowy ud, a na ustach krwistoczerwoną szminkę. I nic poza tym. Tak, to była zdecydowanie najlepsza możliwa nagroda, jaka tylko mogła mu się przytrafić. 
- Tak, myślę, że udało mi się przywieźć już wszystko. 
- No to myślę, że możemy wreszcie zacząć świętować nowy początek....  - Zarzuciła mu ręce na szyję i pocałowała go delikatnie w  usta. - Ale najpierw prysznic, bo cały się kleisz. 
- W takim razie, panie przodem. 
- O nie. Nie tym razem skarbie. - Zaśmiała się, widząc, że kompletnie zbiła go z tropu. Normalnie z chęcią przystałaby na wspólny prysznic, ale dzisiaj miała wobec Nicka trochę inne plany. - Ty idziesz, a ja tutaj zostaję. 
- Tak się nie będę bawił. Nigdzie nie idę. 
- W takim razie nie dostaniesz nagrody... - Odpowiedziała mu prowokacyjnie przygryzając dolną wargę. Kochała się z nim drażnić, bo wiedziała doskonale, co na niego działa. 
- Jędza.  
- Oj uważaj, bo sobie nagrabisz. - Pogroziła mu palcem z udawaną obrazą. - Już ja sobie to zapamiętam... 
- Wygrałaś. 
- Grzeczny chłopiec. - Odpowiedziała rozbawiona. 
 Odrzekł jej tylko krótkim westchnieniem, udając obrażonego, jednak posłusznie skierował się w stronę łazienki. Po drodze przerzucił marynarkę przez oparcie kanapy w salonie i ściągnął  koszulę, nie siląc się nawet na rozpinanie jej. Czuł na sobie wzrok Courtney, póki nie zatrzasnął drzwi łazienki. W tym właśnie momencie uśmiechnął się sam do siebie. Był cholernym szczęściarzem, bo dostał drugą szansę. I chociaż ciągle przyzwyczajał się do egzystowania w domu bez komórki, laptopa, czy stert projektów do zatwierdzenia, to zdecydowanie było warto. Wszystko układało się jak powinno, a nawet lepiej. Mógłby bez wątpienia zaryzykować stwierdzenie, że nawet na początku znajomości nie było im ze sobą tak dobrze. Na tyle, by znów ze sobą zamieszkać. Bo chociaż już od pewnego czasu zajmował pół szafy w jej mieszkaniu, to dopiero niedawno zaproponowała mu to otwarcie. 
Zakręcił kurek z gorącą wodą i wyszedł z kabiny. Osuszył ciało ręcznikiem i pospiesznie naciągnął na siebie jedynie luźne spodnie dresowe, które w myśl małej zemsty zwisały niebezpiecznie nisko. Może i był nieco złośliwy, ale nie potrafił nic poradzić na to, że uwielbiał się z nią drażnić.  Poza tym ubrania były zbędnym elementem jego planu na dzisiejszy wieczór, dlatego też postanowił ograniczyć je do minimum. Wyszedł z porządnie zaparowanego pomieszczenia i już w korytarzu do jego nozdrzy dotarł przyjemny zapach kolendry i rozmarynu. Nie spodziewał się, że Courtney coś ugotuje. Właściwie to nawet kiedy dawniej mieszkali razem, jej obecność w kuchni była ogromną rzadkością. Zdecydowanie sprawiła mu przyjemną niespodziankę, jednakże jedzenie było ostatnią rzeczą, na którą miał ochotę tego wieczora. 
- Chyba nie muszę przypominać, że czekam na nagrodę. - Odparł pewnie, wchodząc do pomieszczenia, gdzie zwinnie lawirowała między kuchenką a blatem, jego dziewczyna. 
- W takim razie powiedz tylko czy wolisz na ostro czy na słodko? 
Courtney... 
- Z tego co pamiętam, to lubisz owoce morza... - zaczęła, jednak nie pozwolił jej skończyć. 
- Uwielbiam. - Zawtórował jej zgodnie. Lustrował uważnie każdy fragment jej zdecydowanie zbyt krótkiego szlafroczka i z każdą kolejną sekundą coraz bardziej tracił apetyt. A bynajmniej na jedzenie. 
- ... Powinno ci smakować.  
Courtney. - Powtórzył błagalnie. 
- No już, zaraz skończę. - Odwróciła się w jego stronę i prowokacyjnie przygryzła dolną wargę, a kiedy zobaczyła błysk w oczach Nicka, z ogromną satysfakcją powróciła do poprzedniej czynności. - Wiem, że jesteś zmęczony, ale chyba pięć minut poczekać możesz. 
- Chyba jednak nie jestem aż taki głodny... 
- Tak? - Zapytała zaczepnie, ponownie odwracając się w jego kierunku, co bardzo szybko wykorzystał, momentalnie znajdując się przy niej. 
- Myślę, że dzisiaj mam ochotę zacząć od deseru. - Objął ją w talii i przyciągnął do siebie, nie pozwalając jej na jakikolwiek manewr. Zdecydowanie miał ochotę na odrobinę zabawy, a szlafroczek Court raczej był niewielką przeszkodą. - Z resztą myślę, że danie główne może poczekać jeszcze krótką chwilę. 
- Może rozważę tę propozycję... - przez chwilę udała, że się zastanawia. 
W tym samym czasie Nick zwinnie uporał się z paskiem od zbędnej części garderoby, a jego dłonie skutecznie pozbawiły jej resztek rozsądku. 
- Poza tym chyba należy mi się nagroda za ten samotny prysznic... - Złapał ją za pośladki i posadził na szafce, nie znosząc żadnego sprzeciwu.  
- Chyba nie było aż tak źle, co? 
- Oj uwierz, to było straszne... - wyszeptał wprost w jej usta, by chwilę później długim pocałunkiem pozbawić ją wszelkich argumentów. 

9 komentarzy:

  1. Hej! Rozdział przeczytałam już wczoraj, ale ze względu na porę dnia, a raczej nocy, komentarz jest dopiero dzisiaj. Co mam napisać - rozdział świetny jak zawsze. Tylko (też jak zawsze) za mało Jemi. Dlaczego nie ma wizyty Joe u Demi? Nie wiemy czy ona rodzi, czy to tylko takie skurcze... No nic trzeba czekać do 1 listopada. Co do Ali i Kevina, to przeczuwałam, że zrobicie im jakieś kuku, tylko nie wiedziałam, które z nich będzie miało problem. Mam nadzieję, że szybko przetrawią tą diagnozę i pomyślą nad rozwiązaniem - in vitro, adopcja.... Macie pole do popisu w tej kwestii, tylko nie popsujcie takiej fajnej miłości i związku. Cieszę się, że wszystko jest dobrze u Court i Nicka, tylko niech taka sielanka trwa dalej. Poproszę w następnym odcinku duuuuużo Demi i Joe. Czekam z niecierpliwością. Pozdrawiam M&M

    OdpowiedzUsuń
  2. fajne cudne tylko mało Jemi :(

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozdział świetny, ale tak jak widać w komentarzach wyżej, mało Jemi :c szkoda, że Ali i Kev nie mogą mieć dzieci ale mam nadzieję że wszystko będzie ok w ich związku. A u Nicka i Court niech sielanka trwa dalej :D Już się nie mogę doczekać nowego rozdziału i tego co z dzieckiem Dem :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Chcę więcej Jemi :(((((

    OdpowiedzUsuń
  5. Rozdział jak zawsze cudowny i zgadzam się z komentarzami powyżej że jest strasznie mało Jemi mam nadzieje że związek Ali i Kevina się nie rozpadnie przez to że nie mogą mieć dzieci a co do Courtney i Nicka to fajnie że im się tak dobrze układa. Ps czy możemy liczyć na to że dodacie rozdział wcześniej?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety nie ma co liczyć na wcześniejszą publikację. Obie mamy swoje obowiązki, ja liceum, Dorota studia, a do tego jeszcze trzy blogi do kontynuowania, więc nie mamy za wiele czasu. Rozdział dodany będzie planowo, o ile nie nastąpi po drodze jakaś apokalipsa. Pozdrawiam. ~ M.

      Usuń
  6. Mało Jemi ale kolejny rozdział zapowiada się świetny i zapewne zabawny ;D Czarne chmury nadciągają nad życie Ali i Keva.... No a u najmłodszego brata niech tak dalej się powodzi ;) Czekam na next!

    OdpowiedzUsuń
  7. Cały dzień chodziłam z myślą "Na blogu Moni$ i Doroty jest rozdział" i nie mogłam się doczekać, aż zaznam chwili spokoju i czas znajdę i przeczytam. I co?! Przeczytałam. Smutno mi bo mało Jemi, a jeszcze Demi rodzi....ciekawe jak zareaguje Joe. Szkoda mi Ali i Kevina, a u Nicka niech dalej bd tak jak jest :)

    OdpowiedzUsuń
  8. uważam tak samo jak Medicatus_hope :*

    OdpowiedzUsuń