wtorek, 1 lipca 2014

37. "To dopiero początek, a uwierz mi, że przepraszać potrafię długo i dobrze..."

Uśmiechnięta Alice cieszyła się, że wszystko wreszcie zaczęło się układać. Leżała właśnie na kanapie w ich zdominowanym przez drewniane meble, salonie, wsparta na miarowo poruszającej się klatce piersiowej Kevina, starając się śledzić losy bohaterów na srebrnym ekranie. Nie była to jednak rzecz prosta zważywszy, że jej mąż, wyraźnie zadowolony, cały czas ją rozpraszał. Było jej tak cudownie, że chciała, by ta chwila trwała wiecznie. Już dawno nie mieli okazji spędzić ze sobą trochę czasu, tak po prostu. Ze sobą, nie obok siebie. Tego zdecydowanie było im teraz najbardziej potrzeba. 
- Kev, ja naprawdę próbuję oglądać. Odpowiedziała, śmiejąc się spazmatycznie, gdy mężczyzna zaczął łaskotać ją po żebrach.
- Hmmm Chyba jednak znam ciekawsze zajęcia.
Miło było patrzeć na mężczyznę, który wyraźnie odżył. Rano tego samego dnia odwiedzili chwaloną w internecie klinikę. Oboje bardzo się tym stresowali, co okazało się całkowicie bezpodstawne. Ponad godzinę zajmowali się wypełnianiem kolejnych formularzy, później przemiła pielęgniarka zebrała szczegółowy wywiad, a na samym końcu po raz pierwszy spotkali się z lekarzem, który miał im pomóc. Doktor Robertson okazał się być prawdziwym profesjonalistą. Udało mu się nawet trafić do Keva, co było prawdziwym wyczynem. Powiedział im, że jeden pojedyńczy wynik wcale nie przekreśla ich szans. Polecił powtórzenie ich w najbliższym z możliwych terminów i zlecił kilka bardziej szczegółowych badań, chcąc poznać przyczynę ewentualnego problemu jej męża. Widziała, jak przez cały czas wizyty, jej ukochany był ogromnie zażenowany całą tą sytuacją, dlatego jeszcze bardziej cieszyła się, że wytrwał i zgodził na wszystko, co zaproponował im lekarz. Było zdecydowanie lepiej, gdy oboje walczyli we wspólnym celu. To ogromnie podniosło ją na duchu.
- Wiem, ale jutro musisz wcześnie wstać… - odpowiedziała, gdy w końcu skończył ją torturować i zaczęła rysować niewidzialne kółka na jego przykrytym czarnym materiałem koszulki, torsie.
- Nie mówmy teraz o tym.
Kevin momentalnie spiął wszystkie mięśnie, a uśmiech znikł z jego twarzy. Nie chciała do tego doprowadzić, ale musiała w końcu zacząć ten temat.
- Niezależnie od wyniku będzie dobrze. Z samego rana jej mąż miał po raz kolejny, tym razem sam, stawić się w klinice na powtórne badania nasienia, które miały ukierunkować dalsze metody postępowania.
- Tego nie możesz wiedzieć.
- Mogę. Z resztą nawet lekarz tak sądzi. Na całe szczęście doktor Robertson wlał w nią wiele nadziei. Wytłumaczył, że nawet z takimi wynikami jest szansa, że urodzi małego Kevina. Oczywiście zanim miałoby to nastąpić, czekało ją bardzo wiele badań i procedur, ale naprawdę wierzyła, że będzie dobrze. Nie mogło być inaczej.
- Po prostu nie chcę się bezpotrzebnie nakręcać. Wyszeptał prawie bezgłośnie, masując dłonią dolną część jej pleców. Tępym wzrokiem patrzył w ekran telewizora, unikając jej spojrzenia. Nikt nie dał nam gwarancji, że na pewno się uda, a ja nie chcę znów przechodzić przez to samo.
- Musimy w to wierzyć. Ale najważniejsze, że mamy siebie, tak?
Ali uśmiechnęła się pokrzepiająco i pocałowała przelotnie w usta swojego wyraźnie przybitego męża. Od czasu poznania tej niezbyt pozytywnej dla nich diagnozy, miał ogromne problemy z poczuciem własnej wartości, co było niepokojące. Codziennie starała się mu pokazać, jak fantastycznym jest facetem, jednak on dalej uparty, trwał przy swoim, jakby bojąc się, że jeśli nie da jej dziecka, to ona go zostawi, czego zupełnie nie rozumiała.
- A co jeśli nie?
- Nawet tak nie myśl, uda nam się, słyszysz? Objęła jego twarz w dłonie i popatrzyła mu prosto w oczy. Tak bardzo chciała, by wreszcie przestał się tym zadręczać. Zrobimy kilka badań, dowiemy się, co i jak, a później będziemy mogli postarać się o naszego maluszka, zobaczysz.
- Nawet nie wiesz, jak bardzo cię kocham. Kevin rozluźnił się trochę, a jego usta wygięły się w delikatnym uśmiechu, który miała nadzieję oglądać teraz o wiele częściej. Naprawdę, jestem cholernym szczęściarzem.
- Wiesz, chyba nie jest jeszcze tak późno
Kokieteryjnie przygryzła dolną wargę, wiedząc, że jej mężowi przyda się rzeczywiście chwila relaksu i zapomnienia o bożym świecie. Z resztą ona sama również tego potrzebowała.
- I...?
- Tak sobie pomyślałam... Zaczęła z zacięciem godnym podziwu, jednocześnie sięgając do krawędzi czarnej, bawełnianej koszulki męża, by już po chwili delikatnie masować ciepłą skórę w okolicach pępka mężczyzny.
- Że...?   Kevin kontynuował przyjemną grę, która z każdą upływającą sekundą podobała mu się coraz bardziej.
Pocałował ją żarliwie i przyciągnął najbliżej, jak tylko mógł. Uśmiechnęła się z satysfakcją, czując na swoim wyraźne wybrzuszenie w okolicach rozporka spodni ukochanego. Ich życie intymne zawsze było zadowalające, jeśli nie wzorowe, a ta dłuższa przerwa sprawiła, że pragnęli siebie jeszcze bardziej. Nie marnując czasu, pozbyła się szybko górnej części garderoby Kevina, ponownie złączając ich usta ze sobą. On zaś cały czas zachłannie pieścił dłońmi każdy możliwy skrawek jej ciała.
- Też znam ciekawsze zajęcia... Oderwała się od niego, żeby podrażnić się przez moment. Przejechała dłonią po nodze męża, co poskutkowało jego cichym, pełnym aprobaty pomrukiem.
- W takim razie
Kevin szybko podniósł się z kanapy i przerzucił sobie przez ramie Alice, nie zważając na falę jej protestów, pomieszanych z głośnymi krzykami.
- Puść mnie, ty wariacie! Pięściami uderzała w plecy męża, chcąc, by jak najszybciej postawił ją na ziemię. Nie zważając na późną porę i stosunkowo cienkie ściany, wybuchła niekontrolowanym śmiechem, kiedy ponownie zaczął łaskotać ją po żebrach. Kevin, jest środek nocy, proszę, zlituj się nade mną! Wydyszała spazmatycznie, gdy nie zaprzestawał tortur.
- Przecież nie robię ci nic złego.
- Jesteś szurnięty! Wyjęczała, gdy niewzruszony bawił się jej kosztem.
- Sama mówiłaś, że muszę jutro wcześnie wstać. Nic sobie nie robiąc z protestów kobiety, szedł spokojnie w stronę sypialni, poprawiając ją sobie na ramieniu. A bez ciebie raczej nie będę mógł usnąć.
Solidnym kopniakiem otworzył drzwi sypialni, by momentalnie znaleźć się tuż przy ich wielkim, małżeńskim łożu, rzucając na nie Ali. Uśmiechnął się przebiegle, zawisając nad swoją żoną i ponownie pocałował ją mocno w usta.
- Więc, jak mam ci pomóc? – Zapytała, bawiąc się jego włosami, kiedy na chwilę oderwali się od siebie, by zaczerpnąć powietrza.
- Obawiam się, że będziesz musiała mnie dzisiaj utulić do snu
Na widok poważnej miny męża zaśmiała się głośno, jednak spełniła jego wymowną prośbę, malującą się w brązowych, głębokich tęczówkach. Zarzuciła mu ręce na kark i przyciągnęła najbliżej siebie, ciągnąc go za sobą na miękki materac. Ta noc zdecydowanie zapowiadała się dla obojga bardzo przyjemnie.

*

Courtney starała się ustać na nogach i uśmiechać, co nie wcale nie było takie łatwe, bo czuła się fatalnie. Nick nalegał, by przyszli na tą imprezę do jego znajomych, choć widział, że ma migrenę. Zgodziła się jednak, ponieważ odkąd wrócił ze służbowego wyjazdu starali się naprawić relacje, co wychodziło im całkiem nie źle. Ona nie strzelała fochów, a on jej nie prowokował swoimi komentarzami na temat jej przyjaciółek, dzieci i innych kaprysów. Było prawie, tak jak dawniej. Prawie, bo czegoś jej brakowało. Może się czepiała, ale gdzieś zniknęła ta namiętność, która jej towarzyszyła dawniej i później, na samym początku, gdy ponownie się zeszli. Próbowała ją z siebie wykrzesać, ale to wcale nie było takie łatwe. Miała nadzieję, że jeszcze wróci i wszystko będzie jak dawniej. Tymczasem chciała się znaleźć we własnym łóżku, z dala od minimalistycznie urządzonego salonu z białymi ścianami, gdzie za jedyne meble służył okrągły czarny stolik, niewygodna sofa i coś, co miało przypominać szafę, ale było tak okropne i bezgustowne, że od patrzenia na to jeszcze mocniej bolała ją głowa. Jedyne, co ją jakoś ratowało to smsy od Matta, któremu obiecała podczas ich wizyty w restauracji, że pomoże mu z urządzeniem mieszkania, ale kontaktowali się w tej sprawie jedynie telefonicznie, bo oboje nie mieli czasu na spotkania. Ona zajmowała się Nickiem, a on zaliczaniem kolejnych lasek. Mężczyzna wysyłał jej zdjęcia kolorów ścian, a ona zastanawiała się czy bardziej do jego sypialni pasuje aromatyczny kardamon, szara poświata, czy może rajska plaża.
- Może wreszcie zmienisz minę i zaczniesz się uśmiechać?
Nick odszedł od grupki kumpli, z którymi rozmawiał, przysiadł się do niej na kanapę i wyszeptał do ucha pytanie, po którym poczuła się jeszcze gorzej. Gdzie podział się ten facet, który gnał na złamanie karku, by przynieść jej obiad, gdy była chora. I ten sam, który kupił jej dom w Barcelonie.
- Nick, proszę cię, wracajmy już do domu. - Oparła głowę na jego ramieniu i przytuliła się do niego. Chciała wzbudzić w nim współczucie i litość.
- Dopiero, co przyszliśmy, a ty już chcesz wyjść.
Odpowiedział jej z wyrzutem. No tak, to ona była zawsze wszystkiemu winna, a on pokrzywdzony.
- Mówiłam ci już, że źle się czuję.
Nie chciała się z nim kłócić, nie miała na to siły, ale pragnęła stąd wyjść.
- Jakoś masz dość siły, by gapić się w telefon i pisać ze swoimi przyjaciółeczkami o ich strasznych problemach.
Chciała mu się odgryźć, że to z Mattem rozmawia, ale wolała nie wywoływać awantury. Nie wiedział nic o ich kolacji i tak miało pozostać. Z resztą nic złego nie robili. Byli zwykłymi znajomymi z pracy, których łączyły interesy. Nic więcej.
- Jak zwykle wszystko wiesz najlepiej. - Matt w tym czasie wysłał jej pięć nowych wiadomości, ale nie mogła na nie odpowiedzieć w obecności Nicka.
- Mam dość, że one i ich sprawy są ważniejsze ode mnie. Gdzie byśmy nie byli, cały czas nam towarzyszą.
Nie wiedziała czy ma się roześmiać czy rozpłakać. Był zazdrosny o Demi i Al, jak jakiś dzieciak.
- W takim razie, radzę ci się przygotować, bo gdy Dem urodzi będę z nią spędzać jeszcze więcej czasu. - Nie zostawi jej przecież samej z maleństwem, tylko dlatego że Nickowi się to nie podoba. Przyglądała mu się uważnie. Poczerwieniał na twarzy ze złości. Nic nie mówił.
- Może od razu z nią zamieszkaj, skoro i tak masz mnie gdzieś.
- Wiesz, to nie najgorszy pomysł. Miałabym w końcu spokój od ciebie i twoich komentarzy. - Złapała za torebkę i podniosła się, czując, jak wiruje jej w głowie. Z nim czy bez niego i tak się stąd wyniesie.
- Court, zaczekaj!
Przeciskała się przez tłum gości, pijących kolorowe, organiczne drinki. Kto w ogóle wymyślił to świństwo?! Nick wyleciał za nią na korytarz, a później na klatkę. W miarę możliwości zbiegła po schodach, nie zważając na jego krzyki. Zatrzymał ją dopiero na dworzu. Przyciągnął ją do siebie mocno, choć długo się opierała.
- Przepraszam, Courtney... Kocham cię.
- Ciągle przepraszasz i mówisz, że kochasz i znów robisz to samo... ranisz mnie, Nick. - Trzęsła się, z zimna i gorączki, a gardło bolało ją mocniej od płaczu.
- Ale poradzimy sobie z tym, prawda? Zawsze sobie radzimy.
Popatrzyła na niego. Nie była pewna, czy jeszcze chce sobie z tym radzić, czy to ma jakiś sens. Jego ramiona, które kiedyś przynosiły ukojenie, teraz były najgorszym więzieniem.
- Nie wiem, Nick... Dobranoc.
Pożegnała się i wyplątała z jego objęć, czując jedynie mętlik, w sercu i w głowie. W pewnym momencie było jej go żal, ale tym razem nie mogła dać się na to nabrać i poddać. Nie tym razem. W końcu udało jej się przywołać taksówkę, na którą czekała z utęsknieniem.


- Cześć, przystojniaku, przepraszam, że musiałeś tak długo na mnie czekać.
Po dwudziestu minutach od jego przybycia do restauracji, wreszcie stanęła przed nim, uśmiechnięta i z błyskiem w oczach. Musiał przyznać, że wyglądała niesamowicie seksownie w białej koszuli, której kilka guzików było specjalnie rozpiętych i czarnych, bardzo obcisłych spodniach. Wszystko to w połączeniu z niebotycznie wysokimi szpilkami dawało naprawdę oszałamiający efekt. Nie zastanawiając się zbytnio, szybko wstał z miejsca i odsunął jej krzesło, a ona obdarzyła go kolejnym ze swoich uśmiechów.
- Zdążyłaś mi już wynagrodzić swoje spóźnienie. – Odpowiedział jej, ponownie mierząc ją wzrokiem od stóp do głów. Na dłuższą chwilę zawiesił wzrok na apetycznych krągłościach, które zdążył już trochę poznać i wypuścił ze świstem powietrze. Cholera, zachowywał się jak napalony nastolatek, ale nie potrafił nic na to poradzić. Im dłużej tak na nią spoglądał, tym bardziej liczył na więcej. Kobieta roześmiała się głośno, słysząc jego słowa, i odgarnęła za ucho niesforną, długą grzywkę, która bezbłędnie sprawdzała się, jako uzupełnienie artystycznego nieładu na jej głowie.
- To dopiero początek, a uwierz mi, że przepraszać potrafię długo i dobrze...
Upiła łyk wina, którego zdążył jej nalać do kieliszka i oblizała wargi, jakby od niechcenia. W tym właśnie momencie doszedł do wniosku, że nie może się już doczekać. Właściwie to dla niego, mogliby od razu przejść do deseru. Od samego rana nie myślał z resztą o niczym innym. Melisa była śliczna, seksowna, tajemnicza i pociągająca. W tym momencie do szczęścia nie potrzeba było mu nic więcej.
- A ja potrafię długo i mocno się gniewać... – Obserwował, jak odrywa wzrok od menu i patrzy mu prosto w oczy, przygryzając delikatnie dolną wargę. Doskonale wiedziała, jak na niego działa, co skutecznie wykorzystywała. Ale nie miał jej tego za złe. Takie tortury były dla niego czystą przyjemnością.
- Rzucasz mi wyzwanie, czy próbujesz mnie ukarać?
Spytała po chwili, kokieteryjnie bawiąc się łańcuszkiem, z niewielką srebrną zawieszką, która doskonale podkreślała krągłości w okolicach opalonego na oliwkowo dekoltu. Pragnął ją pocałować, ale w tym czasie przyszedł kelner, by przyjąć ich zamówienia. Szybko załatwili formalności, a już po chwili znowu zostali sami, przy stoliku w rogu, z dala od reszty gości, co stwarzało niezwykle intymną atmosferę.
- I jedno i drugie.
- W takim razie, wypijmy za to.
Uśmiechnęła się do niego zalotnie i przysunęła do niego najbliżej, jak to było możliwe. Stuknęli się kieliszkami, a ona musnęła przelotnie jego usta swoimi. Szybko rozchylił wargi, pogłębiając pocałunek. Smakowała wytrawnym Amarone, o wyrazistym bardzo intensywnym bukiecie, z wyraźną nutą wiśni i suszonych śliwek. Naprawdę nie potrafił trzymać rąk przy sobie, gdy była obok. Najchętniej przeszedłby do deseru, jednak nie chciał wyjść na kompletnego zboczeńca, dlatego też starał się kontrolować.
- To... czym się zajmujesz? – Spytał po chwili, gdy niechętnie się od niej odkleił. Zupełnie nie mógł jej rozgryźć. Miała figurę i urodę modelki, ale wydawała się na to zbyt inteligentna. Nie wyglądała też na kobietę, która przez osiem godzin dziennie siedzi w biurze. Ani też na taką, która nie zajmowała się zupełnie niczym.
- Jestem fotografem, dlatego musiałam cię rano opuścić, miałam spotkanie z wydawcą i grafikiem jednej z gazet, które ostatnio zainteresowały się moimi zdjęciami.
Tego się nie spodziewał. Zawsze zawód fotografa kojarzył mu się z niezbyt zadbanymi, zarośniętymi facetami w średnim wieku, którzy nosili wypłowiałe bezrękawniki i pomięte podkoszulki, targając za sobą ciężkie torby ze sprzętem. Na pewno nigdy w jego wyobraźni nie pojawiały się drobne, seksowne blondynki z twarzą anioła, a charakterem diablicy, które bez wątpienia doprowadzały go do szaleństwa. I choć ciężko było mu w to uwierzyć, to z drugiej strony, uczyniło ją to jeszcze bardziej intrygującą.
- A co fotografujesz? – Zadał kolejne pytanie i upił kolejny łyk włoskiego, cholernie drogiego czerwonego trunku ze swojego kieliszka. Spokojne miejsce, dobre wino i fantastyczna dziewczyna. Ten wieczór nie mógł być lepszy.
- Architekturę, czasem przyrodę, ale przede wszystkim ludzi przy ich zwykłych, codziennych zajęciach. Dwa tygodnie temu wróciłam z Tajlandii i planuje już kolejną wyprawę, ale tym razem chcę odwiedzić przyjaciół w Polinezji, no i zrobić dużo nowych zdjęć.
Chciała wyjechać, a on, no cóż, wolałby, żeby została i zajęła się nim. Wiedział doskonale, że było to niezwykle samolubne z jego strony, ale chciał mieć ją tylko dla siebie. W końcu już dawno żadna kobieta nie zawróciła mu tak w głowie no i nie mieli okazji, by lepiej się poznać. Szkoda byłoby mu zmarnować ten obiecujący początek ich znajomości.
 - Dużo podróżujesz. – Dodał, trochę jej tego zazdroszcząc. Sam rzadko wybierał się na zagraniczne wojaże, nawet wakacje, z zasady, spędzał w kraju, najczęściej w Hamptons, gdzie wynajmował domek przy plaży i zabierał tam najbliższych przyjaciół. Przy wszystkich tych egzotycznych miejscach w najdalszych zakątkach świata, które ona miała okazję odwiedzić, brzmiało to strasznie banalnie i nudno.
- Tak, właściwie przez cały czas żyję na walizkach, a do Nowego Jorku wracam, gdy wzywają mnie sprawy zawodowe.
- Czyli mam szczęście, że cię spotkałem.
Zaśmiała się cicho, ukazując ponownie rządek swoich białych zębów. Cholera, nigdy nawet nie przypuszczał, że czyjkolwiek śmiech będzie doprowadzał go do szaleństwa, ale jak widać, Mel pod każdym względem była nieszablonowa i oryginalna.
- Albo, to ja mam, że spotkałam ciebie.
Puściła do niego oko, jawnie sobie z nim pogrywając, a on nie potrafił się powstrzymać. Szybko przyciągnął ją do siebie i pocałował namiętnie, nie czekając na pozwolenie. Rozchyliła ochoczo wargi, więc pozwolił sobie na więcej, pieszcząc językiem jej podniebienie. Momentalnie atmosfera z gorącej stała się wręcz nie do zniesienia i gdyby nie kelner, który, zmieszany, oznajmił swoją obecność znaczącym chrząknięciem, zapewne zapomnieliby, że znajdują się w miejscu publicznym. Lekko zawstydzony odsunął się od niej. Posłał przepraszające spojrzenia do młodego blondyna w białej koszuli i grafitowej kamizelce, po czym spojrzał na swoją towarzyszkę. Melisa nie wyglądała na zażenowaną, a raczej rozbawioną. Zapewne nie interesowała jej zbytnio opinia innych. Miała do siebie tak duży dystans, że sam zastanawiał się, jak ona to robi. Ciągle go zaskakiwała.
- Mnie nie tak trudno tu spotkać, bo prawie wcale się stąd nie ruszam.
- Dlaczego?
- Taką mam pracę, muszę być cały czas na miejscu... Jestem wiceprezesem firmy architektonicznej. – Uściślił, kiedy spojrzała na niego pytająco. Wziął do ust widelec z odrobiną wyśmienitej wołowiny po burgundzku, która była specjalnością tutejszego szefa kuchni. Ona natomiast zajęła się swoją sałatką Cezar, która również wyglądała całkiem nieźle.
- Wiesz, jak na biznesmena jesteś bardzo... kreatywny. – Wyszeptała po dłuższej chwili.
Poczuł jej stopę na swojej łydce. I było to całkiem przyjemne do momentu, kiedy to zaczęła przesuwać ją w górę, zatrzymując się niebezpiecznie blisko wewnętrznej strony jego uda. Zrobiło się zdecydowanie za gorąco. Nerwowo sięgnął do swojej koszuli i rozpiął guzik tuż przy kołnierzu, wypuszczając ze świstem powietrze. Czuł, jak fala gorąca przepływa przez jego ciało, kumulując się gdzieś w okolicy podbrzusza. A ona, jakby nigdy nic, z miną niewiniątka sączyła ze swojego kieliszka wino. Zdecydowanie stracił ochotę na dalszy ciąg kolacji. Jedyne o czym marzył, to porwać ją do swojego mieszkania, by dokończyć to, co zaczęli ich pierwszego, wspólnego poranka.
- A ja nie sądziłem, że fotografowie znają tak wymyślny rodzaj tortur... – Odpowiedział, gdy coraz odważniej poczynała sobie, jeżdżąc stopą w okolicach jego rozporka, drażniąc go tym niesamowicie.
 - Tak, ale myślę, że na razie wystarczy.
Dziękował Bogu, że postanowiła się nad nim zlitować. Wiedział, bowiem, że mogłoby się to różnie skończyć, szczególnie, iż już teraz miał wyraźne problemy, by utrzymać nerwy na wodzy. Wziął głęboki oddech i starał się zachować normalny wyraz twarzy.
- To w ilu miejscach już byłaś? – Spytał po chwili, gdy udało mu się uspokoić.
- W wielu, ciężko by mi było zliczyć. Zjeździłam sporą część Azji i Australii, także Europę, ale tam czuje się najgorzej.
- Dlaczego? – Sam marzył, by zwiedzić Stary Kontynent, ale jeszcze nigdy nie znalazł wystarczająco dużo czasu i chęci na realizację swoich zamierzeń. Tymczasem jej się tam nie podobało.
- Europejczycy są dziwni, niby otwarci, a konserwatywni, niby przyjacielscy, ale chowają się w swoich domach, do których cię nie zaproszą. No, ale przynajmniej alkohol mają dobry. I jedzenie też.
Zaśmiał się na te słowa. Słuchając jej wywodów, uświadomił sobie, jak dużo czasu minęło odkąd po raz ostatni spędził trochę czasu z dala od Nowego Jorku, nie musząc martwić się niczym i nikim. Do tej pory nawet tego nie zauważał, co było dziwne, zwłaszcza, że jeszcze kilka lat wcześniej oddałby wszystko za szalony wyjazd z kumplami, mocno zakrapiany alkoholem.
- Zazdroszczę, też bym tak chciał.
- To chyba nie jest żaden problem, kup bilet, spakuj walizkę i jedź. Reszta jakoś się ułoży.
- Nie mogę, odpowiadam tu za zbyt wiele spraw, by tak po prostu je zostawić. – Imponowało mu, że dla niej wszystko było takie proste. Niestety jednak nie podzielał jej opinii. Wuj pewnie by mu nie wybaczył takiego nagłego wyjazdu, bo w końcu pokładał w nim spore nadzieje. Nie od dziś wiadomo było, bowiem, że gdy Rob odejdzie na emeryturę, jego stanowisko i kierownictwo nad całą firmą przejmie właśnie on. Poza tym lubił swoją pracę, nawet, jeżeli mocno ograniczała jego „wolność”, miała również swoje plusy. Mógł cały czas się rozwijać, co dawało mu wiele satysfakcji. Po raz kolejny spojrzał na Melisę. Zastanawiała się nad czymś.
- W takim razie zaklep sobie urlop na za pół roku. Wyjeżdżam wtedy do Brazylii, a ty mógłbyś mi towarzyszyć.
- Proponujesz mi wspólną podróż, nic o mnie nie wiedząc? A co jeśli jestem psychopatycznym mordercą, który chce cię zabić?
- Prędzej powiedziałabym, że wyglądasz na statecznego męża i ojca dwójki dzieci, który pragnie wyrwać się na chwilę z nudnego życia. No wiesz, żona się roztyła, dzieci ciągle krzyczą, a ty masz tego dość i łapiesz pierwszą lepszą okazję. – Powiedziała to niby żartobliwie, a jednak dało się w tonie jej głosu wyczuć oskarżycielską nutę.
- Nie jestem żonaty, dzieci też nie posiadam, choć nie wiem, jak ci to udowodnić. – Zamknął jej dłonie w swoich. Zależało mu na tym, by nie brała go za dupka i krętacza i uwierzyła mu. Ale w sumie nie dziwił się jej. W dzisiejszych czasach sporo słyszało się o niewiernych facetach, które zostawiały swoje ciężarne partnerki, bez cienia wyrzutów sumienia, bawiąc się w klubach i podrywając kolejne laski. – Do małżeństwa nigdy mi się nie spieszyło, a dzieci jakoś specjalnie nie lubię. – Odparł pewnie, zadowolony, że kąciki jej ust uniosły się w górę.
- Dobrze, bo już myślałam, że jestem jakąś wariatką, która nie chce zakładać rodziny. Zawsze, jak o tym mówię, to kobiety dziwnie na mnie patrzą. Chyba trochę mi współczują. A ja po prostu najbardziej na świecie cenię sobie wolność.
- To tak samo, jak ja.
Przyglądała mu się przez chwilę, jakby nie wierząc w szczerość jego słów, ale w tej chwili nic prawdziwszego nie mógł powiedzieć. Kochał swoją wolność, bo dzięki niej poznał Melisę, a to było najlepsze, co go ostatnio spotkało. Na ten znak, zbliżył się do niej i ponownie pocałował. Była zwariowana, ale wniosła do jego świata spokój.
- Chyba mam już ochotę stąd wyjść i zaprosić cię do siebie... – Wyszeptał jej do ucha, przygryzając jego płatek.
- Jestem, jak najbardziej za.


Nie mogła spać. Bolał ją kręgosłup, brzuch, miednica i wszystko inne na raz. Przez dwie godziny przekręcała się z boku na bok, aż w końcu skapitulowała. Zaparzyła sobie herbatę i po raz tysięczny zaczęła układać ubranka swojego synka. Nie miała nic lepszego do roboty, a sen nie przychodził dalej. Mały natomiast spał w najlepsze i ani myślał jej potowarzyszyć w bezsenności. Tak bardzo chciała już urodzić. Miała już dość ciąży i co raz poważniej myślała o urlopie, bo zakładanie butów zajmowało jej co raz więcej czasu. Przed złożeniem podania o wolne powstrzymywało ją jedynie to, że w domu zwariowałaby z samotności. Mimo że przebywanie z Joe w jednym pomieszczeniu było ostatnio nie do zniesienia. Chciała, żeby ich relacje wyglądały normalnie, a on wolał się boczyć i zgrywać pokrzywdzonego, jakby wyrządziła mu ogromną krzywdę. Irytował ją tym strasznie. I tymi tajemniczymi uśmieszkami do telefonu. Zastanawiała się, co go tak strasznie bawi. Albo kto. Z trudem podniosła się z podłogi i rozmasowała obolałe plecy, gdy ktoś dobijał się do jej drzwi. Zdziwiła ją wizyta o tak późnej porze.
- Court?
Przyjaciółka stała w progu jej mieszkania ze spuszczoną głową. Wyglądała na strasznie przybitą. Wpuściła ją do środka, zaniepokojona stanem kobiety.
- Mogę u ciebie przenocować?
Odezwała się w końcu, a Demi wyczuła, że miała ochotę się rozpłakać. Weszły do salonu i Courtney usiadła na kanapie. Dem przyniosła jej koc, a przyjaciółka od razu się w niego zawinęła.
- Wiesz, że tak, ale powiedz co się stało? - Usiadła naprzeciw niej, w swoim ulubionym fotelu i przyjrzała się jej uważnie. Oczy Courtney błyszczały, zapewne od płaczu. Musiało stać się coś poważnego.
- Nick mnie nie szanuje, żadnej mojej decyzji, moich marzeń, nic... Tu już nawet nie chodzi o to, że nie chce mieć ze mną dzieci, bo to bym jakoś przeżyła, ale o wszystko inne. Prawie siłą zaciągnął mnie dzisiaj na imprezę, choć mówiłam mu, żeby poszedł sam, bo ja źle się czuję. Musiał postawić na swoim, a później miał pretensje, że jestem niezadowolona.
Courtney wyglądała na zmęczoną, gdy wypowiadała wszystkie te słowa. Wpatrywała się w jeden punkt na ścianie, skubiąc koc.
- Ciągle mnie krytykuje, a z drugiej strony potrafi być taki słodki i czuły i jest zorganizowany, uporządkowany, sprząta po sobie... znasz jakiegoś innego faceta, który to robi?
Kontynuowała swoją wypowiedź, a Demi słuchała. Nigdy nie przepadała za Nickiem. Wydawał się być burakiem, ale uszczęśliwiał Court i tylko dlatego go tolerowała. Później się rozstali, Court cierpiała, a potem znowu zeszli i przyjaciółka ponownie promieniała. Tyle tylko, że książę zaczynał zmieniać się w żabę bez skrupułów.
- Chcesz z nim być? - Spytała, gdy nie doczekała się ciągu dalszego.
- Nie wiem, boję się, że sobie bez niego nie poradzę. Wiesz, jaka potrafię być chaotyczna. Nick sprowadza mnie na ziemię. Tylko, że...
Zamilkła na chwilę, a Demi czekała na ciąg dalszy. Kobieta wahała się, czy ma mówić dalej. Lovato nie pospieszała jej. W końcu westchnęła głośno i była gotowa, by iść dalej.
- ... mam go dość w swoim mieszkaniu, w swoim łóżku, a seks z nim ostatnio to koszmar. Powiedz, czy to minie?
- Nie wiem, ale wy nigdy do siebie nie pasowaliście. Court, ty jesteś cudowną, zabawną, spontaniczną kobietą, a Nick sztywny i nudny. Zupełnie nie rozumiem, jak ktoś taki mógł zawrócić ci w głowie. Potrzebujesz faceta, który doceni, jak fantastyczną osobą jesteś, a nie takiego, który będzie cię dołował lub negował wszystko, co mówisz.
- On po prostu uważa, że jestem roztrzepana i trochę dziecinna i chce mi pomóc...
- Nie, on chce cię zmienić i dopasować do swojego obrazka. - Wiedziała, że Courtney jest rozdarta i załamana, bo Nick jej imponował. Swoją wiedzą, klasą i opanowaniem. Z pewnością różnił się od jej kolegów ze studiów, ale nie był dla niej.
- Ale mnie kocha i chce dla mniej, jak najlepiej.
Panna Stone uparcie stała przy swoim, broniła go z całych sił. Demi zastanowiła się, czy Jonas zrobiłby to samo dla niej. Z pewnością nie. Na dodatek wypisałby listę wszystkich jej wad.
- Gdyby było, tak jak mówisz, to nie siedziałabyś teraz tutaj.
- Och, czemu on nie może być taki, jak Kevin albo, jak Joe, oni są zdecydowanie bardziej układni.
Co do Kevina, to może i była prawda, ale Joe też miał okropny charakterek, którym doprowadzał ją do szaleństwa. Ale potrafił być troskliwy i nie źle gotował.
- Niektórzy są po prostu niereformowalni, a ty nie powinnaś tracić swojej energii na bycie z kimś kto na ciebie nie zasługuje.
Court nie wyglądała na przekonaną. Pewnie przygotowywała już kolejne argumenty w obronie Nicka. Była tak bardzo naiwna.
- Przy nim zawsze będziesz musiała z czegoś zrezygnować. Tego właśnie chcesz? Zawsze znajdzie coś, co będzie chciał w tobie zmienić i zawsze przekona cię, że to dla twojego dobra. - Podniosła się z fotela, bo po dłuższym siedzeniu ponownie rozbolały ją plecy, po za tym synek zdążył się obudzić i rozpychał się w brzuchu. - I zupełnie nie rozumiem, dlaczego tak szybko zamieszkaliście ze sobą. - Zsunęła zasłony i przyciemniła światło lampy, stojącej w rogu pokoju.
- Byłam szczęśliwa, chciałam mieć go blisko siebie przez cały czas... myślałam, że weźmiemy ślub, zestarzejemy się razem, zamieszkamy w tej Barcelonie i wnuki będą przyjeżdżać do nas na wakacje.
Po policzkach Court zaczęły płynąć łzy, więc Dem podała jej pudełko chusteczek, które trzymała na szklanym stoliku. Kobieta położyła się na sofie, naciągając na siebie koc.
- Przepraszam, że w ogóle zawracam ci głowę takimi głupotami, masz teraz masę innych rzeczy do roboty, a ja ci przeszkadzam.
Wydusiła z siebie, pomiędzy przełknięciem jednej łzy, a drugiej.
- Przestań, dobrze wiesz, że możesz u mnie mieszkać ile będziesz chciała.
Court nic nie odpowiedziała, a Dem wyszła do kuchni, by przygotować  jej coś ciepłego do picia. Gdy wróciła do salonu, kobieta zajmowała się swoim telefonem, nie zauważając niczego wokół. Lovato postawiła kubek z parującym płynem na stoliku i wzięła się pod boki.
- Nie mów, że rozmawiasz z Nickiem. - Na miejscu Courtney nie chciałaby go znać,  a tym bardziej w takim momencie. Ale wiedziała też, że jej przyjaciółka jest bardzo uczuciowa i szybko daje się urobić. Zwłaszcza, jeśli chodziło o facetów.
- Nie, to Matt do mnie pisze...
Odłożyła szybko telefon, podciągnęła się na łokciu i wzięła w ręce zielony kubek.
- Matt? - Teraz to już nic nie rozumiała. Czemu Courtney kontaktowała się z tym obleśnym kumplem Jonasa? Zasługiwała na o wiele lepsze towarzystwo.
- Nie bój się Dem, to nic osobistego.
Court, jakby czytając jej w myślach od razu zaczęła się tłumaczyć. A Demi po prostu nie chciała, by wpakowała się w coś, czego później będzie żałować. Matt był strasznym dupkiem, którego interesowała jedynie jego własna osoba.
- Mam nadzieję, bo jesteś dla niego zbyt inteligentna.
- Daj spokój, przecież wiesz, że nigdy nie związałbym się z kimś takim.


11 komentarzy:

  1. Moni$ zna moje podejscie do tego bloga, chcialam.przestac juz zupelnie czytac ta historie.Wiele watkow mnie zniechecilo, ale postanowilam przeczytac z 2-3 rozdzialy i zdecydowac czy zostawie tego bloga jak wiele innych. Mam nadxieje ze kevini i ali beda mieli taka sielanke jak mieli, a courtney wybaczy nickowi. Demi znajdzie ojca malemu, a o joei melisie sie nie wypowiadam i nie zaprzecze ze ominelam caly watek. Czekam na nowy rozdzial :)

    OdpowiedzUsuń
  2. kocham tego bloga, naprwde ale ta Melisa to najgorsze co moze byc. po prostu psuje cale to opowiadanie. nudno sie dzieje przez ta cala Melise, niestety :(

    OdpowiedzUsuń
  3. Zawsze tak bardzo nie moge się doczekać nowego rozdziału. Już tydzień przed tylko o tym myślę <3 i każde opowiadaniw jest wspaniałe. Niestety Melissa psuje je całe, zepsuła całą atmosfere jego :'( Nie chce jej w tym opowiadaniu, niech Joe i Demi sie pogodzą :/

    OdpowiedzUsuń
  4. Rozdział cudowny ale brakuje mi momentów między Demi i Joe

    OdpowiedzUsuń
  5. melissa psuje opowiadanie :(

    OdpowiedzUsuń
  6. No zawiodłam się. Nie ma akcji pomiędzy Jemi, a jest Melissa. Przecież miała się okazać jakąś beznadziejną panią, a tutaj umawianie na wyjazd za pół roku. Niech Joe szybko przejrzy na oczy i stwierdzi, że jednak woli stateczne życie u boku Demi i małego. Niech on już się wreszcie urodzi, bo też nie mogę się doczekać. A co do Ali i Keva, to cieszę się, że u nich lepiej. Niech ich wreszcie spotka coś dobrego i aby lekarze im pomogli. Nick mnie strasznie zawiódł. Dlaczego przestał troszczyć się o Court? Długo próbował ją odzyskać, a jka mu się udało, to nie liczy się w ogóle z nią. Niech przejrzy na oczy, bo obudzi się "z ręką w nocniku" - jak się mówi. No i czekam na pożegnanie Melissy i powrót Demi do łask. Pozdrawiam i życzę Wam i sobie świetnej pogody tego lata. M&M

    OdpowiedzUsuń
  7. Świetny rozdział, wciąz nie mogę się doczekać aż Demi urodzi :D Nick jest głupi, ok, tyle mam do powiedzenia ;-; Joe też, bo zarywa do Melissy zamiast do Demi haha. Dobrze, że chociaż u Kevina i Ali jest coraz lepiej :D

    OdpowiedzUsuń
  8. Jest możliwość że rozdziały będą pojawiały się częściej? Z góry dziękuję za odpowiedź:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zdaje mi się, że już kiedyś odpowiadałam tutaj na takie pytanie. Nie, nie ma szansy na to, by rozdziały pojawiały się częściej z bardzo prostej przyczyny. Mamy więcej niż jednego bloga, ale też i swoje życie poza pisaniem, z resztą, każdy chciałby mieć swoje wakacje. Tak więc polecam cierpliwie czekać do pierwszego i pozdrawiam.
      ~M.

      Usuń
    2. Dziękuję za odpowiedź :) Pozdrawiam

      Usuń
  9. Cześć :) Super blog, bardzo mi się podoba. Przeczytałam wszystkie rozdziały w jedną noc. Bardzo przypomina rzeczywistość i to jest w nim najlepsze :) Jedno, co mi się nie podoba to Melissa. Nie mówię, żeby między Joe, a Demi było mega fajnie, ale Melissa jest po prostu denerwująca. Jestem bardzo ciekawa, jak to z tym wszystkim dalej będzie :)
    Mam taką prośbę do cb. Nie mogę przeczytać 33 rozdziału i czy mogłabyś mi go wysłać na e-maila (fajkowskakinia@wp.pl) ? :) Dużo się tam zdarzyło, a ja nie wiem co. Z góry bardzo dziękuję :)

    OdpowiedzUsuń